
– Lubań zawsze będzie moim drugim domem. Spędziłem tutaj cudowny czas, poznałem wielu świetnych ludzi, których nie boję się nazwać przyjaciółmi. Zawsze będę tutaj wracał z uśmiechem na twarzy – mówi Artur Świerad, który po 10 latach spędzonych w bramce Lubania Maniowy, wraca do swojego macierzystego klubu Sandecji Nowy Sącz, ale już w roli trenera i skauta Akademii Piłkarskiej. – Buty wieszam „na kołku”. Miałem kilka propozycji z klubów bliżej Nowego Sącza, ale ilość obowiązków związanych z nową rolą, nie pozwoli mi być czynnym zawodnikiem – dodaje 30 latek.
Świerad do Lubania trafił w przerwie zimowej sezonu 2013/2014, wypożyczony właśnie z Sandecji.
– Pamiętam jak dzisiaj: ówczesny trener Lubania Łukasz Biernacki zaprosił mnie na sparing. Graliśmy na rezerwowym boisku w Ostrowsku. Rywalem była Watra Białka Tatrzańska, którą wówczas prowadził trenera Janusz Niedźwiedź. Nawet wynik pamiętam: wygraliśmy 3:0. Doszedłem do porozumienia z działaczami Lubania. Z początku miało to być pół roczne wypożyczenie, a skończyło się na 10 latach – wspomina Świerad, który z miejsca wywalczył sobie rolę podstawowego bramkarza klubu z Maniów i bardzo zaangażował się w jego budowę i rozwój w kolejnych sezonach. Z czasem rolę bramkarza dzielił z funkcją trenera bramkarzy, a potem dyrektora sportowego.

– Marzył mi się awans z Lubaniem do 3 ligi. Najbliżej tego byliśmy w sezonie 2017/2018 ostatnim, w którym rolę trenera pełnił Łukasz Biernacki. Do samego końca „biliśmy” się o pierwsze miejsce, które było przepustką do baraży o 3. ligę. Kluczowa w końcowym rozrachunku była porażka na boisku Olimpii Pisarzowa. Stracone tam punkty spowodowały że to nie my, a zespół Barciczanki Barcice zakończył rozgrywki na 1. miejscu – podkreśla popularny „Alu”, który zapytany o największy sukces w barwach Lubania wskazuje zwycięstwo w Pucharze Polski na szczeblu Podhalańskiego Podokręgu Piłki Nożnej w 2020 roku. W finale maniowianie 2:0 pokonali faworyzowaną drużynę 3. ligowego Podhala Nowy Targ, a w ręce Świerada trafiła statuetka dla najlepszego bramkarza. – Byliśmy wtedy potężnie zmotywowani i zdeterminowani. Graliśmy na swoim boisku, przed swoją publicznością. Podeszliśmy z szacunkiem do przeciwnika, ale bez respektu – zaznacza Świerad, w pamięci którego zapadł także drugi jego sezon w Lubaniu (2014/2015), a szczególnie runda wiosenna, w której w 15 meczach przepuścił jedynie 6 goli, a w meczach rozegranych na stadionie w Maniowach nikt nie potrafił go pokonać!

W rundzie jesiennej bieżącego sezonu Świerad co prawda był w składzie Lubania, ale nie tylko nie wystąpił w żadnym spotkaniu, ale nawet nie zasiadł na ławce rezerwowych. – Wiedziałem, że jak nie zimą, to na pewno po sezonie odejdę. Stąd sprowadzono do klubu Kubę Lipkę, za czym zresztą sam optowałem. Moją rolą było wprowadzić go do zespołu. Jesień pokazała, że to był trafiony wybór. Dzisiaj Lubań ma dwóch bardzo dobrych bramkarzy, bo za takiego też uważam Kubę Sikorę, więc odchodzę ze spokojną głową – dodaje Świerad, który w Lubaniu pracował z pięcioma trenerami: kolejno z Łukaszem Biernackim, Tomaszem Ligudzińskim, Grzegorzem Hajnosem, Paweł Batkiewiczem i ostatnie miesiącem z Wojciechem Tajdusiem: – Współpracę z każdym z nich wspominam bardzo dobrze. Z każdym mam wiele pozytywnych wspomnień, od każdego coś się nauczyłem i teraz będę z tego korzystał już w swojej pracy jako trener – zaznacza nowosądeczanin

Jak sam przyznał nie miał jeszcze okazji na „oficjalne” pożegnanie z kolegami z Lubania. – Niedługo będzie do tego pierwsza okazja. Spotkamy się podczas meczu sparingowego Lubania z młodzieżowym zespołem Sandecji. Na pewno wpadnę do szatni z małym „co nie co” – zapewnia Świerad, który w barwach Lubania zaliczył blisko 300 oficjalnych meczów.