NOWY TARG. Dziś nad ranem zamknął oczy Zbigniew Krauzowicz „Zibi”. Dla niego to koniec zmagań z ciężkimi przypadłościami, kres co najmniej półrocznych cierpień. A dla nas – odejście człowieka z sercem na dłoni, pełnego pasji, ofiarności, życzliwości dla wszystkich, których los postawił na jego drodze. Jedynego w swoim rodzaju, nie z dzisiejszego świata.
„Zibiego” – fotografa, dokumentalistę – znało pewnie całe Podhale. Znali go górale i przedstawiciele Polonii. Z niegasnącym zapałem uwieczniał bowiem wielkie i mniejsze, ważne i całkiem kameralne wydarzenia z życia rodzinnej ziemi. Bez względu na porę roku, pogodę, zmęczenie – starał się być w kilku miejscach dziennie. Skądkolwiek nie płynęłyby do niego prośby o przyjście, o uwiecznienie – ich spełnienie uważał za swoją powinność.
Ileż razy parzyła go zupa połykana w największym pospiechu… Ileż razy usnął gdzieś na krześle ze zmęczenia… Ileż razy zapłatą mu było tylko to, że ktoś spojrzał na zdjęcia, podziękował, pochwalił.
Po trudnych przeżyciach dzieciństwa – ogromnie sobie cenił więzi z ludźmi i zabiegał o nie jak o największy skarb. Szczerze i nieustannie za wszystko dziękował. Pamiętał o każdych imieninach przyjaciół. Zawsze przyjazny, zawsze uprzejmy, przebiegał przez ulicę, żeby się z kimś znajomym przywitać. „ – Nie byłbym tym, kim jestem, gdyby nie wasze wsparcie” – mówił często. Gdyby tak dbał o własne zdrowie jak o relacje z ludźmi – może byśmy go jeszcze mieli pośród nas.
Przeżył 57 lat. Dla wielu taki wiek to jeszcze pełnia życia.
Pierwszym miejscem jego pracy – i mieszkania w hotelu robotniczym – był nowotarski kombinat. Tam też – w 1988 roku – zaczął fotografować: najpierw znalezionym gdzieś starym „Zenitem”. Zdjęć było coraz więcej i więcej.
W 1992 r., gdy Lecha Wałęsa odwiedził ludźmierskie Sanktuarium, wśród dokumentalistów tej wizyty był i „Zibi”. Nie zdewaluowana jeszcze legenda „Solidarności” „pobłogosławiła” jego aparat. O tym epizodzie Zbyszek nie zapomniał nigdy, uważając, że odtąd zaczął wyrastać na prawdziwego fotografa.
Jego archiwum też rosło w oczach. Nabył kamerę, żeby uwieczniać uroczystości rodzinne. Zdjęcia i nagrania przechowywał na płytkach, na mini-kasetach. Bez jego udziału nie obyła się prawie żadna góralska uroczystość. Z tego, że został fotografem Urzędu Miasta – był szczerze dumny. I gorliwie spełniał swoją powinność. Czasu poświęconego na dokumentowanie rozmaitych wydarzeń nie liczył. Na niego natomiast można było liczyć niezawodnie. Ilekroć potrzebne były archiwalne zdjęcia – zawsze wyszukał je w swoich przepastnych zasobach.
A że mnóstwo rzeczy robił charytatywnie i z dobroci serca – zaczęto w nim dostrzegać społecznika.
W czerwcu 2016 roku, gdy ogłaszano wyniki lokalnych konkursów, „Zibi” odebrał statuetkę „Przyjaciela MOK-u”. A jesienią, w „starym MOK-u”, razem z Szymkiem Pyzowskim, wystawiał w zdjęcia zrobione podczas Światowych Dni Młodzieży. Był to bogaty, żywy materiał, który zatrzymał w kadrach entuzjazm i uniesienia tamtego niezwykłego czasu.
W grudniu 2019 roku Stowarzyszenie Podhalańska Iskierka Nadziei, „za całokształt pracy fotograficznej i charytatywnej”, nadało mu „Oskara”, używając do tego zakupionej w USA statuetki.
Jeszcze większe zaszczyty spłynęły na niego podczas obchodów 100-lecia nowotarskiego Oddziału Związku Podhalan – prócz okolicznościowych odznaczeń „Zibi” został uhonorowany Medalem Św. Wojciecha. Z radością i dumą nosił go przy wielu różnych okazjach. Nie było wątpliwości, że Medal dostał się temu, który najbardziej potrafił się z niego cieszyć.
Marzył, żeby – na ćwierćwiecze fotograficznej pracy albo później – został wydany album z jego zdjęciami. Tej radości nie doczekał. A zasłużył sobie na taki pomnik.
„Zibi” zwykł często podkreślać, ilu rzeczy przez całe życie uczy się od innych. A naprawdę – to wielu z nas mogło się uczyć od niego wartości niedzisiejszych, znikających: ofiarności i dobroci, życzliwości i szczerości, uśmiechu i nadziei, zaufania do Boga i ludzi, a przede wszystkim – wdzięczności serca.
Fot. Zbigniew Krauzowicz FB, Anna Szopińska