Aktywistom proekologicznym już nie wystarczają demonstracje, wywieszanie banerów z hasłami czy przykuwanie się łańcuchami do drzew. Dziś sięgają po ekoterroryzm – palą sprzęt leśników, wbijają gwoździe w drzewa, by raniły pilarzy i stolarzy, a nawet gromadzą broń. Do niedawna taką „ekoagresję” widzieliśmy tylko w telewizyjnych zagranicznych przekazach, dziś ekoterroryści są już w Polsce. Do czego są zdolni?
Cel uświęca środki – głosi słynna łacińska sentencja. Ale czy także wtedy, gdy celem jest czynienie zła, a nie dobra? Patrząc na ostatnie działania różnych organizacji nazywających siebie proekologicznymi, pojawia się pytanie, jaki jest ich prawdziwy cel. Z pewnością nie jest nim ochrona przyrody, bowiem sami ją dewastują, niszcząc infrastrukturę leśną i blokując nawet konieczne do prawidłowego rozwoju lasu prace pielęgnacyjne. Za cel ekoterroryści obrali sobie m.in. polskich leśników.
Prawdziwie niebezpiecznie zaczęło się jednak dziać ostatnio, gdy do pseudoekologów stosujących głównie medialne manipulacje dołączyli ekoterroryści, którzy zagrażają już realnie zdrowiu i życiu leśników. Wystarczy prześledzić kilka przykładów ich akcji, by stwierdzić do czego są zdolni.
Ukryte niebezpieczeństwo
Jest lipiec tego roku. Do Nadleśnictwa Lutowiska wpływa wniosek Inicjatywy Dzikie Karpaty, by leśnicy odstąpili od pozyskania dwóch drzew. Inżynier nadzoru i leśniczy jadą na wskazane przez działaczy miejsce, by dokonać lustracji. Na miejscu odkrywają drzewo… ponabijane gwoździami. Ktoś zastawił śmiertelną pułapkę na leśników. Powbijał gwoździe w planowane do pozyskania pnie. Gdy piła zahaczy o taki gwóźdź, może on zabić. Śmierć grozi też pracownikom tartaku, do którego trafi drewno z powbijanym metalem. Pędząca z dużą prędkością piła, pęka na gwoździu i siecze niczym stalowy bicz z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę!
Metoda ta, nazywana tree spiking, jest rozpowszechniana przez skrajnych aktywistów – opisują oni techniki „nakłuwania drzew”, polecają sprzęt i konkretne rodzaje gwoździ, a nawet radzą, jak zacierać ślady i nie dać się złapać. Metalowe pręty czy gwoździe wbite w drzewo mają na celu uszkodzenie ostrza lub silnika piły mechanicznej. Gwoździe nabijane w wyższych partiach pnia mają za zadanie zniszczenie maszyn tartacznych stosowanych przy późniejszej obróbce drewna. Poza oczywistymi stratami materialnymi takie działanie stwarza poważne zagrożenie zdrowia, a nawet życia pilarzy i stolarzy.
Lasy Państwowe wydają wówczas komunikat, w którym w trosce o życie ludzkie napisałem: Zwracam się do wszystkich działaczy i grup proekologicznych w całej Polsce: powstrzymajcie tych, którzy ryzykują życiem ludzi. Wbijanie gwoździ w drzewa to nie akcja protestacyjna, to zwykły terroryzm. Powstrzymajcie to, zanim dojdzie do tragedii!
Narkotyki u obrońców przyrody
Na terenie Nadleśnictwa Stuposiany działała do niedawna nieformalna organizacja Kolektyw Wilczyce. Miała na swoim koncie kolejną opłakaną w skutkach akcję rzekomo zmierzającą do ochrony przyrody. Powstała, by bronić wydzielenia 219a, czyli ok. 30 ha lasu znajdującego się w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego oraz w granicach Nadleśnictwa Stuposiany.
Grupa aktywistów rozpoczęła okupację lasu w styczniu 2021 r. Zablokowano m.in. drogę leśną, użytkowaną przez Straż Graniczną i GOPR, co utrudniło przeprowadzenie akcji ratowniczej. Aktywiści stawiali barykady na przeciwpożarowych drogach leśnych. Pseudoekolodzy zajęli również skład drewna należący do prywatnych osób. „Wilczyce” blokowały wywóz drewna przez prawie 10 miesięcy. Przez cały okres blokady uniemożliwiały leśnikom prowadzenie prac leśnych, nawet tych niezbędnych – pielęgnacyjnych.
W trakcie likwidacji przez policję nielegalnego koczowiska „wilczyce” okazały się jednak agresywne. Być może dlatego, że w obozie znaleziono duże ilości substancji odurzających. Oprócz tego była tam broń gazowa i kusze. Duże ilości narkotyków wskazywały na ich handlowe przeznaczenie. Fragment lasu, w którym Kolektyw Wilczyce przez ponad półtora roku prowadził okupację, jest w znacznym stopniu zniszczony i zanieczyszczony. Leśnicy rozpoczęli na tym terenie prace odnowieniowe.
Nazywajmy zło po imieniu
Na początku roku do aktu wandalizmu doszło także na terenie podwarszawskiego Nadleśnictwa Chojnów. Do drewna przygotowanego do wywozu nieznany sprawca przyczepił kartki z „informacją dla nadleśnictwa”. Oprócz kilku niecenzuralnych słów na jednej z kart napisano, że w drewno zostało wbitych kilkadziesiąt gwoździ.
Obecność metalowych elementów w drewnie nie tylko znacząco obniża jego wartość, ale przede wszystkim ogranicza możliwości jego wykorzystania. Dla przykładu – uszkodzone drewno dębowe mogło posłużyć jako materiał do budowy domu czy mebli. Ze względu na obecność metalu i uszkodzenia nim powodowane, drewno nadaje się wyłącznie na opał, a co za tym idzie – zmagazynowany w nim dwutlenek węgla zostanie uwolniony do atmosfery w ciągu najbliższych kilku lat.
Nas leśników szczególnie niepokoi brak refleksji i reakcji po ważnych i znanych organizacji ekologicznych, którym do tej pory były obce fizyczna agresja i publikowanie nieprawdziwych informacji. Milczenie jest bowiem przyzwoleniem, a przecież trudno sobie wyobrazić, że rzetelni ekolodzy godzą się na krzywdzenie ludzi w imię ochrony natury. Taka postawa mocno utrudnia dialog prowadzony przez leśników ze stroną społeczną.
Drogą do szukania optymalnego dla przyrody rozwiązania jest dialog, a nie siła. Nie możemy dopuścić do eskalacji przemocy. Ale też musimy mówić o tym, co się dzieje we właściwy sposób. Określenie kogoś mianem „ekoterrorysty” to mocne słowo, ale konieczne. Tylko w ten sposób można zwrócić uwagę na faktycznie niebezpieczne zjawisko, które wynika z niewłaściwie uszeregowanej hierarchii porządku świata. Jeśli człowiek będzie traktowany jako wróg przyrody, to następuje utrata szacunku do ludzkiego życia. Niestety jakie są kolejne kroki takiego światopoglądu właśnie się przekonujemy…
Michał Gzowski