Wiadomo, historia lubi się powtarzać, powraca często w najmniej spodziewanych chwilach i w nowej odsłonie. Przypomina minione zdarzenia, podsuwa nieznane fakty lub archiwalia, jakby to jej również, a może przede wszystkim jej, zależało na poprawnym przekazie.
Tak i mnie się ledwie co zdarzyło. Ku mojemu zaskoczeniu historia powróciła przy okazji wydania tomiku wierszy Alojzego Śmiecha z Piekielnika1 i jej promocji w Orawskiej Bibliotece Publicznej w Jabłonce, autora zasłużonego dla kultury ludowej Orawy, i co istotne świadka historii okresu II wojny światowej oraz czasu przywracania państwowości polskiej na tych terenach.
W imię długoletniej znajomości poświęciłem Alojzemu Śmiechowi książkę2, mającą za zadanie przede wszystkim zapisanie jego osoby w historii Orawy. W książce tej jeden z rozdziałów przeznaczyłem zestrzelonemu amerykańskiemu bombowcowi i losom jego załogi opowiedzianej mi przez Alojzego Śmiecha, nadto uczestniczącemu w epizodzie jej ratowania.
Fakt ten powrócił niespodzianie przy okazji przeglądania notatek i archiwaliów z rozmów oraz korespondencji z Janem Marianem Kacwinem ps. „Juhas”, długoletnim prezesem Oddziału Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Nowym Targu, niestety już nieżyjącym. Drugim cennym źródłem okazały się ofiarowane mi niegdyś przez Marka Zapałę do wykorzystania „Zeszyty Historyczne ŚZŻAK w Nowym Targu”, notabene przez niego opracowane i zredagowane3. Archiwalia te pozwoliły mi raz jeszcze relację Alojzego Śmiecha uszczegółowić.
Alojzy Śmiech 13 września 1944 r. obserwował od strony Rabki Zdroju około dwieście samolotów, tak uważał, bo zasnuły mu całe niebo, kierowały się na Chyżne i Lipnicę Wielką. W rzeczywistości z lotu bojowego powracało ponad osiemset maszyn, m.in. ze zmasowanego bombardowania zakładu hydrogenizacji koncernu Oberschlesische Hydriewerke AG w Blachowni, niemieckie Blechhammer. Zakłady produkowały benzynę syntetyczną na drodze uwodorniania węgla ze śląskich kopalń. Obecnie Blachownia jest przemysłową częścią miasta Kędzierzyna-Koźla. W wyniku masowych bombardowań zakłady chemiczne zostały zniszczone.
Alojzy Śmiech nie znał przyczyny dlaczego jedna z maszyn nie mogła dotrzymać tempa lotu reszcie formacji. Z raportu drugiego oficera Richarda L. Hanslera wiemy, że Boeing B-17 nr 44-6412 z 817 Dywizjonu, 438 Grupy Bombowej USAAF kilka sekund po zrzuceniu bomb uległ uszkodzeniu w wyniku silnej eksplozji. Przypuszczał, że niemiecka artyleria przeciwlotnicza trafiła pociskiem spadającą bombę. Uszkodzeniu uległ pierwszy i czwarty silnik. W niespełna kwadrans później zamykający formację bombowiec został zaatakowany przez dwa samoloty myśliwskie wroga. Dowódca, por. Everett J. Robson stwierdziwszy, że nie jest wstanie doprowadzić samolot z powrotem do bazy, po 10 minutowej walce z nieprzyjacielem wydał załodze rozkaz opuszczenia samolotu.
Z relacji Alojzego Śmiecha:
Nadleciały dwa niemieckie myśliwce i wdały się w walkę. Jedna z maszyn uszkodzona zawróciła na Piekielnik, tu wyskoczył jeden z członków załogi, czterech następnych nad Borami Orawskimi, kolejny na torfowiskach pomiędzy Piekielnikiem a Czarnym Dunajcem. Bombowiec obrał kurs na Podczerwone, zahaczył na przejeździe kolejowym w Koniówce i rozbił się. Wcześniej czterech pozostałych członków załogi zdążyło wyskoczyć. W Piekielniku skoczek wylądował na rozłożystym jesionie około sto metrów od domu Śmiecha, aresztowali go zaraz żandarmi. Posterunek słowackiej straży granicznej i żandarmerii mieścił się w drugiej chałupie za domem Alojzego Śmiecha.
W tym samym czasie gospodarz Karol Kąś wybrał się na puścizny zebrać snopki z sianem. W jednej z nich ukrył się drugi skoczek, korzystając z nieuwagi wskoczył na wóz i schował pod sianem przed nadchodzącymi Niemcami. Niemiecki żołnierz coś do Kąsia mówił, ale on go nie zrozumiał. Kąś nie wiedział, że uratował Amerykanina, przywiózł go do domu, tu przejęli go zaraz żandarmi z posterunku. Od strony puścizny do Piekielnika podchodziło tyralierą około pięćdziesięciu Niemców. Żandarmi słowaccy znając dobrze Alojzego Śmiecha zapytali, co mają zrobić, czy wydać obu Amerykanów? Dał im do zrozumienia, że przekazując ich Niemcom narażą się partyzantom. Posłuchali i zataili ich obecność w piwnicy posterunku. Po odejściu Niemców, wiedząc, że Śmiech ma kontakt z AK, żandarmi poprosili go, by odprowadził Amerykanów na punkt kontaktowy, dla bezpieczeństwa otrzymał od nich karabin i dwadzieścia naboi. Niebezpiecznie było poruszać się po terenie, natknąć się można było na uzbrojonych przemytników lub rabujące bandy. Punkt mieścił się w chałupie Alojzego Smutka w Jabłonce.
Nocą w towarzystwie jednego z żandarmów i Wincentego Siodłaka, który pomagał w tłumaczeniu z języka angielskiego, Alojzy Śmiech poprowadził Amerykanów do znanego sobie punktu kontaktowego oddziału AK „Limba” w Jabłonce, w którym zastali już czterech pozostałych skoczków. Jeden z członków załogi był z pochodzenia Czechem, po przestudiowaniu mapy stwierdził, że ma stosunkowo blisko stąd do rodzinnej miejscowości i postanowił się do niej udać korzystając z pomocy Alojzego Smutka. Drugi z Amerykanów był polskiego pochodzenia o nazwisku Kroschewsky, tenże przy lądowaniu zwichnął nogę (w drugiej wersji ją złamał) i poddał się leczeniu znanemu w całej okolicy „składaczowi” kości.
W sierpniu i wrześniu 1944 r. oddział AK pod dowództwem mjra Adama Stabrawy „Borowego” biwakował na Starych Wierchach i wówczas z placówki terenowej na Orawie nadszedł 14 września meldunek, że na torfowiskach w pobliżu Jabłonki na spadochronach wylądowała załoga zestrzelonego bombowca. Na polecenie mjra Adama Stabrawy wydane dowódcy placówki skoczkowie mieli być doprowadzeni na Stare Wierchy, jeszcze przed zmianą miejsca postoju oddziału.
Z relacji Alojzego Śmiecha wynika, że to Adam Wojdyła poprowadził czterech Amerykanów na Stare Wierchy. Natomiast z opisu w „Zeszytach Historycznych AK” wiemy, że wyszli nocą z Jabłonki, przeprowadzeni przez granicę słowacką w obstawie członków placówki terenowej „Limba” Andrzeja Pilcha, Józefa Dziubka i Andrzeja Wojdyły, o świcie dotarli do Raby Wyżnej, tam zostali przekazani następnym, którzy zaprowadzili ich na Stare Wierchy. Po miesiącu dołączył do nich Kroschewsky, przez ten czas lecząc nogę pozostawał w Jabłonce, w zagrodzie Antoniego Balczyrzaka. Mocno kulał, podpierał się kijem, w obozie nazywany był przez partyzantów „Al Capone”.
Z raportu drugiego oficera Hanslera znamy nazwiska i stopnie wojskowe załogi bombowca, którzy doprowadzeni zostali do „Borowego”, to: nawigator ppor. Richard L. Hansler, bombardier ppor. August J. Kroschewsky i strzelcy pokładowi: sierż. Harold E. Beam, sierż. Gordon W. Sternbeck, plut. Aloys C. Suhling. Pozostali członkowie załogi, którzy wyskoczyli z samolotu przed rozbiciem w Koniówce to: pilot ppor. Everette J. Robson, drugi pilot (kopilot) ppor. Harold R. Stock, technik pokładowy sierż. Albert W. Van Oestrom, radiooperator sierż. Philip M. Nance i strzelec pokładowy sierż. William N. Barry.
Po opuszczeniu samolotu przed jego rozbiciem w Koniówce zostali ujęci przez Niemców i dostarczeni do Zakopanego, a następnie przewiezieni do oflagu jenieckiego dla kadry lotniczej na Pomorzu. W maju 1945 trafili do alianckiego obozu przejściowego Lucky Strike we Francji, a następnie do swojej macierzystej bazy lotniczej Sterparone we Włoszech, a stamtąd przetransportowani do Stanów Zjednoczonych.
Jakie były losy piątki doprowadzonych do mjra Adama Stabrawy „Borowego”? Ze Starych Wierchów oddział odmaszerował 18 września 1944 r. w rejon Ochotnicy i zajął na kwatery najwyżej położoną osadę Skałki w Gorcach. Następnego dnia po dotarciu na miejsce „Borowy” otrzymał rozkaz od gen. Brunona Olbrychta ps. „Olza” na sformowanie z oddziałów partyzanckich z terenu inspektoratu „Niwa” 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej. Początkowo załogę samolotu ulokowano w pobliżu dowództwa, a następnie zostali zakwaterowani w osiedlu Bielskim pod Kopą koło Półrzeczek.
Po przejściu frontu, w lutym 1945 na własną rękę zwrócili się do Sowietów o pomoc. W marcu transportem przez Lwów, Kijów i Odessę dotarli do Port Fuad w Egipcie, a stamtąd przedostali się do swojej bazy lotniczej we Włoszech.
Pokłosiem udzielania pomocy członkom załogi zestrzelonego samolotu było zachowanie się partyzantów z oddziału „Limba”. Przeprowadzali oni akcje rozbrajania słowackich posterunków żandarmerii i straży granicznej w Podwilku i Harkabuzie, ale pozostawili w spokoju w Piekielniku, niejako w podzięce za niewydanie Amerykanów Niemcom i ułatwienie im dotarcia do oddziału AK.
Nadarzyła się możliwość przypomnienia historii zestrzelonego nad Orawą bombowca i nieco ją uzupełnić. Z początku tekstu napisałem, że historia wraca, lubi się przypominać i podsuwać wcześniej nieznane fakty i archiwalia, tak i tym razem się stało.
Ryszard M. Remiszewski
Alojzy Śmiech (Orawka 2 05 1987), fot. Ryszard M. Remiszewski
1 Alojzy Śmiech, Miyłuj te ziym, Piekielnik 2021, ss. 44,
2 Ryszard M. Remiszewski, Alojzy Śmiech : Góral spod Babiej Góry, Szczawnica 2018, ss. 90, wraz z płytą CD z zarejestrowanym wywiadem,
3 Obcokrajowcy w oddziałach 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej na Podhalu 1941-1945 rok, Zeszyty Historyczne, nr 6, 2011, s. 9-10
No cusz nie tylko Ochotnica miała swó bombowiec ali i Orawa dziwnie splatają się losy ludzkie histora odkrywa wciąż swoje tajemnice wtedy i teraz są wciąż ludzie wielkiego serca idący z wszelką pomocą ludziom w potrzebie wtedy czas wojenny i dziś czas wojny na Ukrainie wtedy i dziś są ludzie wielkiego serca Chwała in za To