styrczulamaciejj

Rozmowa z najlepszym – zdaniem czytelników podhaleregion.pl – piłkarzem sezonu 2020/2021 na Podhalu.

Zaskoczony wyborem czytelników podhaleregion?

- Szczerze? Nie chciałbym żeby zabrzmiało to egoistycznie, ale myślę że zasłużyłem sobie na ten tytuł więc nie będę udawał, że jestem zaskoczony. Bardzo dziękuję tym co oddali głos na moją osobę.

Czyli rozumiem że jesteś zadowolony z sezonu 2020/2021?

- Tak, bardzo. Szczególnie z rundy wiosennej, gdzie w ogóle jako zespół graliśmy bardzo dobrze. Ja miałem wsparcie w starszych, bardziej doświadczonych zawodnikach. Pomagaliśmy sobie na boisku i poza boiskiem. Byliśmy zgranym teamem.

Gdybyś mógł wybrać najlepszy Twój mecz w tym sezonie?

- Chyba postawie na wyjazdowy mecz z Koroną Kielce. Zremisowaliśmy go bezbramkowo, a mi - że tak powiem - kilka razy udało się zaznaczyć swoją obecność w meczu.

Lubisz takie mecze kiedy masz masę roboty czy wolisz takie, w których za bardzo nie trzeba się wykazywać?

- Zdecydowanie wolę gdy coś się dzieje pod moją bramką. Lubię być cały czas w ruchu. Wtedy lepiej utrzymać koncentracje. Zdecydowanie bardziej mnie męczą mecze w których za wiele się nie dzieje. W takich okolicznościach człowiek zaczyna błądzić myślami gdzie indziej, co na ogół źle się kończy. 

Jesteś zmęczony sezonem?

- Troszkę na pewno. Bardziej jednak psychicznie. Tych meczów trochę się uzbierało, a presja na bramkarzu zawsze jest największa. Ja jednak dobrze czuję się w takich sytuacjach.

Przed rozpoczęciem sezonu liczyłeś że będzie on tak udany dla Ciebie?

- Przede wszystkim wiedziałem, że jak dostaną swoją szansę to ją na pewno nie wypuszczę z rąk. I tak było. Trenerzy Marcin Zubek i Mateusz Wójcik mi zaufali, a ja myślę że ten kredyt zaufania spłaciłem.

Byłeś zły że nie zagrałeś przeciwko Pogoni Szczecin w 1/32 Pucharu Polski?

- Trudne pytanie. Wiadomo każdy chciał w tym meczu wystąpić. Szczególnie że moja dyspozycja wtedy była wysoka. Uszanowałem jednak decyzję trenerów. Poza tym Mateusz zasłużył sobie by zagrać w tym meczu. Miał przecież olbrzymi udział w tym, że Podhale zaszło tak daleko w Pucharze.

Patrząc na Ciebie w bramce bije od Ciebie siła spokoju. Na ogół bramkarze krzyczą, gestykulują…

- Jestem takim bramkarzem, jakim na co dzień jestem człowiekiem: spokojnym i opanowanym. I nie mam zamiaru się zmieniać. Wychodzę z założenia, że lepiej mówić mniej, a mądrze.

Cofnijmy się w czasie. Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką?

- Zacząłem w UKS Dwójka Zakopane u trenera Wierciocha. Właśnie z tamtych czasów mam najwięcej pucharów i statuetek. Praktycznie każdy weekend gdzieś graliśmy czy w Polsce czy na Słowacji. Mam z tamtego okresu wielu kolegów, z którymi zresztą trzymamy się do dzisiaj. Potem było KS Zakopane. Najpierw grupy młodzieżowe, a potem pierwsza drużyna. Zagrałem w paru meczach ligowych na pozimie okręgówki i finale Pucharu Podhala przeciwko Watrze. 

Ten finał był chyba jednym z kluczowych momentów w początkach Twojej kariery. Zakończył się on co prawda porażką – w karnych – Twojego zespołu, ale Twój świetny występ nie odbił się bez echa...

- Zgadza się. Po tym meczu odebrałem telefon z Odry Opole i po testach zostałem jej zawodnikiem. Po miesiącu treningów, wskoczyłem do składu i grałem w Centralnej Lidze Juniorów. Zimą pojechałem nawet na obóz z pierwszą drużyną.

Nie zadebiutowałeś jednak w pierwszej lidze…

- Wydawało się, że jestem na dobrej drodze. Miałem lada dzień podpisać zawodowy kontrakt. Zmienił się jednak trener i sprawa stała się nieaktualna. Skończyło mi się wypożyczenie i chciałem wrócić do Zakopanego.

Zostałeś jednak na Opolszczyźnie...

- Tak, ale dziś żałuję tej decyzji. Trafiłem do Victorii Chróścice, która grała w IV lidze. Jako zespół spadliśmy do ligi okręgowej. Nie było mi po drodze z trenerem. W zimie pojawiła się opcja powrotu do Odry. Ja chciałem, ale klub zablokował mój transfer. To był trudny moment. Pierwszy raz wtedy pojawiło się u mnie poczucie zwątpienia.

Wróciłeś na Podhale…

- Byłem zmęczony tą tułaczką. Trener Marcin Zubek przejął wtedy Wierchy Rabka. Znaliśmy się, bo kilka miesięcy temu trenowałem z Podhalem. Chwyciłem za telefon, zadzwoniłem i zapytałem czy mogę przyjechać na trening. Zgodził się no i zostałem. Początki nie były łatwe. Kilka bramek zawaliłem, ale z czasem już czułem się coraz lepiej. To była runda jesienna. Na wiosnę wybuchał pandemia koronawirusa i trzy miesiące przesiedziałem w domu. A w nowym sezonie trafiłem już do Podhala.

Pół roku później dostałeś ofertę z Ruchu Chorzów, z której jednak nie skorzystałeś…

- Było bardzo blisko. Wszystko zależało już ode mnie. Nie dogadałem się jednak. Dużo osób mówiło mi wtedy że robię duży błąd, ja jednak miałem swoje racje. Wiele rzeczy nie było tak oczywistych jak wszystkim się wydawało.

Temat powrócił kilka tygodni temu…

- Zgadza się. Już w trakcie rundy wiosennej ponownie dostałem propozycję z Ruchu. Teraz jednak, po zwolnieniu trenera Łukasza Berety, sprawy się skomplikowały, ale temat wciąż jest otwarty. 

Na dzisiaj więc nie wiesz jeszcze gdzie będziesz występował w kolejnym sezonie?

- Nie wiem. Jest kilka opcji. Zobaczymy co przyniosą kolejne dni. Na pewno chciałbym postawić krok naprzód i zagrać n a wyższym szczeblu.

Jak daleko sięgają Twoje marzenia?

- Wychodzę z założenia, ż trzeba twardo stąpać po ziemi, nie bujać w obłokach. Na pewno gra na poziomie ekstraklasy dała by mi poczucie spełnienia. Myślę, że mam ku temu potencjał.

Mama jest Twoim najwierniejszym kibicem?

- Na pewno. Razem z bratem.

Mikołaj jest zawodnikiem Hutnika Kraków. Jest między wami rywalizacja?

- Ale w takim pozytywnym tego słowa znaczeniu. Motywujemy i wspieramy się nawzajem. Niemniej na tę chwilę ja jestem górą. Zadebiutowałem już na poziomie seniorskim. On jeszcze czeka na ten moment.

Na którym bramkarzu się wzorujesz?

- Jestem fanem Barcelony, więc wybór nie może być inny. Kiedyś zapatrzony byłem w Victora Valdesa. Teraz kibicuje Marcowi-Andre Stegenowi.

Rozmawiał Maciej Zubek