NOWY TARG. Minionej nocy właściciele budynku przy skrzyżowaniu ul. Grel i św. Anny nie zapomną przez resztę życia. Ich posesja stała się obiektem ogniowego ataku. Szkody sięgają kilkuset tysięcy złotych. Makabryczne zdarzenie było kolejnym z serii, która zaczęła się dla nich 18 lipca.
Syna gospodarza w oknie zobaczył łunę. Doznał szoku, gdy uświadomił sobie, że ogień bucha z tyłów jego rodzinnej posesji.
Za budynkiem mieszkalno-handlowym w noc poprzedzającą sobotni jarmark zaparkowane były trzy samochody: wyładowane towarem (drobiowym, mięsem, masłem i serami) iveco, 4-letnia hybrydowa toyota i stara toyota rav. Pojazdy stały w ogniu. Pryskał lakier, skwierczał plastik, wyginały się blachy. Płomienie sięgały okienka dachowego. W oknach i drzwiach zaczęły pękać szyby. Obudzony przez syna właściciel, Paweł Leja, natychmiast porwał trzy gaśnice: jedną 5-kilową i dwie kilowe. Tymi środkami oczywiście nie był już w stanie stłumić buzującego ognia. Żar topił już pojemniki na odpady w wiacie na podwórku i lizał okap budynku.
Straż zaalarmowali znajdujący się o tej porze na wałach Czarnego Dunajca przechodnie.
- Gaszenie pożaru trwało półtorej godziny, brało w nim udział 5 zastępców straży – informuje oficer dyżurny nowotarskiej KPP. – Zagrożony był budynek mieszkalny. Samochody spłonęły doszczętnie, towar jest zniszczony. Straty szacujemy wstępnie na ok. 350 tys. zł.
- Trudno sobie wyobrazić, co by się dalej działo, gdyby straż przyjechała chwilę później… - mówi Paweł Leja, dla którego rodziny bilans szkód jest bardzo dotkliwy.
Dostawcze iveco to strata prawie 80-tysięczna, niemal nowa toyota – kolejnych 160 tysięcy, stara toyota – ok. 10 tysięcy, nadający się już tylko do wyrzucenia spożywczy towar – ok. 40 tysięcy. Ogień osmalił elewację aż do okienka dachowego. Pękły szyby w dwóch oknach i jednych drzwiach; pękła rynna.
Strażacy musieli udzielać pomocy medycznej właścicielce, która zasłabła z nerwów.
Monitoring z kamerami skierowanymi na tyły posesji moment przed wybuchem pożaru zarejestrował płonący pojemnik lecący od strony wałów na samochód dostawczy.
- Myślę, że to, co się stało, jest pokłosiem mojego konfliktu z miastem – jakby kolejnym ostrzeżeniem. I tak też przedstawiłem sprawę policji – mówi Paweł Leja.
Do takiego myślenia skłaniają go akty wandalizmu i agresji, które zdarzały się w minionych dwóch miesiącach: 18. lipca – wybicie szyb w sklepie, 4 sierpnia – kradzież tablicy z napisem „Skrzyżowanie hańby”, 5 sierpnia – zerwanie napisu z tablicy, 20. sierpnia – potarganie napisu, 4. września – wulgarne „graffiti” na elewacji i na wejściu do sklepu.
Zważywszy na zapis monitoringu i okoliczności sugerujące podpalenie, policja przyjechała na miejsce z psem tropiącym. Z powodu zalania posesji w czasie akcji gaśniczej i silny swąd spalenizny – pies jednak nie zdołał podjąć tropu.
- Po dogaszeniu musimy z pomoca biegłego przeprowazić dokładne oględziny miejsca - mówi asp. Dorota Garbacz, rzeczniczka nowotarskiej KPP. - Dopiero to pozwoli na podjęcie decyzji, w jakim kierunku prowadzić postępowanie.
Skutki nocnej makabry przy Grelu
Fot. Anna Szopińska