Wolne pokoje

Właściciele firm z branży turystycznej czują się opuszczeni i oszukani przez rząd. Mimo, iż od października zakazano im pracy, to nie otrzymali ani złotówki pomocy.

Odgórnie narzucony przez rząd lockdown branży turystycznej w związku z epidemią Covid-19 sprawił, że obiekty noclegowe od października stoją niemal puste. Duże obiekty zostały zamknięte całkowicie i nie przyjmują gości.

- Duzi przedsiębiorcy hotelowi ze względu na poprawność i możliwość otrzymania wsparcia od państwa wygasili swoje obiekty. Wielu z nich utrzymuje dalej pełne załogi w gotowości. Chcą być gotowi na wskrzeszenie branży - zaznacza Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.

Duże obiekty noclegowe otrzymały jednak kolejne wsparcie z tarczy przygotowanej przez rząd. Niestety mniejsze obiekty noclegowe nie mogą liczyć na żadną formę pomocy. Wszystko przez to, że numer PKD (Polska Klasyfikacja Działalności) pod którym funkcjonują mniejsze obiekty nie znalazł się w opisie tarczy.

- Mniejsze obiekty nie mogą liczyć na żadne wsparcie. Mają na sobie potężne koszty, które utrzymują już od jesieni. Dodatkowo też utrzymują swoich pracowników - informuje Karol Wagner.

W przypadku mniejszych obiektów sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna, ponieważ bardzo często takie obiekty prowadzi jedna, wielopokoleniowa rodzina. Oznacza to, że wszyscy pozostają pozbawieni nie tylko pracy, ale przede wszystkim środków do życia. Stąd próby wynajmowania pokoi „na lewo”.

- Z mniejszych obiektów żyje jedna rodzina, często wielopokoleniowa. Te obiekty w świetle obowiązujących przepisów nie mogą się otwierać, ale też nie mogą liczyć na wsparcie. Dlatego starają się na różne sposoby obchodzić prawo lub wręcz działać przeciwko niemu. W ten sposób starają się zapewnić jedzenie i ciepło swoim dzieciom, bo do tego to się sprowadza - mówi Wagner.

Próby obchodzenia zamkniętej branży turystycznej, to dopiero początek tego, co może się stać, jeżeli lockdown będzie się przedłużał. Wielu właścicieli firm nie tylko z Podhala zapowiada bojkot obostrzeń i otwarcie swoich działalności. Przedsiębiorcy liczą się z karami, jakie może na nich nałożyć sanepid i już teraz szukają pomocy prawnej, aby ustrzec się przed bankructwem i koniecznością zwolnień.

- Będą masowe zwolnienia tysięcy pracowników w gminach górskich. Bardzo często dwie osoby w rodzinie utrzymują się tylko z turystyki. Następnie będą bankructwa przedsiębiorstw, które nie dadzą rady się utrzymać - to zdaniem Karola Wagnera najbardziej czarny scenariusz jaki może dotknąć regiony górskie.