Lawina przysypała dwóch narciarzy skiturowych w Tatrach Zachodnich. Jeden z przysypanych znajdował się metr pod śniegiem. Obaj poszkodowani mężczyźni zostali wydobyci spod śniegu jeszcze przed przybyciem ratowników TOPR.
Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zostali zaalarmowani o lawinie i przysypanych narciarzach przez osoby, które pozostały na powierzchni. Mimo bardzo trudnych warunków ratownikom udało się dolecieć śmigłowcem na miejsce lawiny.
- Za wszelką cenę trzeba użyć wszystkich środków, żeby tam się dostać jak najszybciej - tłumaczy decyzję o użyciu śmigłowca Jan Gąsienica – Roj, ratownik TOPR.
Lawina została wyzwolona najprawdopodobniej przez samych narciarzy, którzy dodatkowo obciążając śnieg doprowadzili do lawiny.
- Narciarz, który został porwany zjeżdżał jako czwarty, więc to obciążenie już było - informuje Jan Gąsienica – Roj.
Ratownik nie ma wątpliwości, że gdyby nie dobre wyposażenie oraz pomoc osób, które pozostały na powierzchni, przysypany skiturowiec nie wydostałby się sam na powierzchnię.
- Dzięki temu, że byli dobrze wyposażeni i umieli tym sprzętem się posługiwać nie doszło do tragedii - zaznacza Gąsienica – Roj. - Po 15 min. szansa na przeżycie gwałtownie zaczyna spadać. Gdyby był sam i nikt by go nie wykopał, to taki człowiek nie ma szans na przeżycie. Jak jest się zasypanym do pasa, to samemu nie jest się w stanie wydostać. Takie warstwy śniegu, to są już jak beton i nie można się ruszyć - dodaje.
Przysypany narciarze posiadał detektor lawinowy oraz plecak ABS z poduszkami powietrznymi. Mimo to i tak znalazł się pod śniegiem. Ratownicy mówią, że poza sprzętem i umiejętnością posługiwania się nim oraz znajomością oszacowania zagrożenia lawinowego. W przypadku narciarzy zabrakło tego szczęścia przy zjeździe, ale i tak nie odnieśli żadnych poważnych obrażeń. O własnych siłach opuścili śmigłowiec TOPR.
fot. Marcin Szkodziński
Komentarze obsługiwane przez CComment