wierzba2

W najbliższą sobotę 11 września w samo południe w Warszawie rozpocznie się wielki protest pracowników ochrony zdrowia. W manifestacji wezmą udział m.in. lekarze, pielęgniarki, ratownicy, anestezjolodzy, diagności, fizjoterapeuci, a także farmaceuci. Wielu z nich przyjedzie do stolicy z całej Polski. Protestujący spotkają się na placu Krasińskich, następnie przejdą przed Ministerstwo Zdrowia, Kancelarię Prezydenta, Sejm oraz Kancelarię Premiera. Protest to obecnie problem warunków pracy i wynagradzania ratowników medycznych. Rozmowa z Markiem Wierzbą dyrektorem Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II w Nowym Targu. 

 

Panie Dyrektorze, protest ratowników medycznych wydaje się ostry jak nigdy dotąd. Czy tutaj faktycznie chodzi tylko o postulaty płacowe?

Myślę, że to nie tylko kwestia finansów, aczkolwiek zapewne te postulaty płacowe są jednymi z głównych. Chodzi tutaj także o uporządkowanie sytuacji w ratownictwie czyli stworzenie państwowego ratownictwa medycznego, bo przecież taki był zamysł i takie były zapowiedzi. Określone kroki w tym kierunku zostały wykonane, chociażby fakt, iż dyspozytornie przechodzą w ręce wojewodów. Natomiast oczekiwaniem tego środowiska było uporządkowanie także kwestii zatrudnienia co w praktyce oznacza zatrudnianie ratowników medycznych, podobnie jak ma to miejsce w przypadku innych służb ratowniczych na umowy o pracę, na etatach. Natomiast, póki co w dalszym ciągu mamy tutaj sytuację taką, że w przeważającej części ratownicy pracują na umowach cywilno-prawnych.

Tak zwany kontrakt, który posiada większość ratowników medycznych nie stanowi ochrony i nie daje przywilejów jak umowa o pracę. Umowa cywilno-prawna nie daje poczucia stabilizacji

Tak, to prawda. Oczywiście taką umowę łatwiej rozwiązać, nie mamy tu okresów wypowiedzenia. W nagłych przypadkach strony mogą się umówić, że okres wypowiedzenia jest dłuższy niż trzy miesiące, stosuje się tutaj zazwyczaj okresy 30-dniowe. Myślę, że problem nie dotyczy tylko rodzaju umowy, ale także innych kwestii. Tak naprawdę ratowników jest mało i obecnie sytuacja wygląda tak, że ratownicy pracujący na umowę o pracę w poszczególnych podmiotach, po swoich godzinach, w czasie wolnym dorabiają w innych jednostkach gdzie pracują w oparciu o wspomniane umowy cywilno-prawne, kontraktowe. Jednostki, które zatrudniają ratowników preferują takie rozwiązania chociażby dlatego, że są w efekcie tańsze niż płacenie za godziny nadliczbowe ratownikom etatowym, które kosztują bardzo dużo. Koniec końców problem i tak sprowadza się w zasadzie do kwestii finansów. Jest jeszcze jedna okoliczność, która moim zdaniem wpływa na brak stabilizacji i poczucia jakiegoś twardego gruntu pod nogami – w kontekście zatrudnienia i warunków pracy, mianowicie nie do końca jasny sposób finansowania wynagrodzeń. Na chwilę obecną mamy system taki, że część środków to środki szpitali, w przypadku ratownictwa medycznego czy środków jednostek pogotowia ratunkowego w zależności, gdzie ci ratownicy pracują, a druga część to pieniądze w oparciu o inną umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia. Niedawno mieliśmy także pieniądze od wojewodów. Ogólnie nie powinno być tak, że pracodawca do końca nie wie jakie środki na zatrudnienie ratowników będzie miał do dyspozycji. To coś, co kiedyś zapoczątkowano jako dodatek zembalowy przy wynagrodzeniach pielęgniarek i zamiast ograniczać tego typu rozwiązania do absolutnego minimum to niestety mamy coraz więcej przykładów takiego płacenia wynagrodzeń z różnych źródeł.  Jest to szkodliwe, złe i dezorganizuje to system.

 

W jednym z wywiadów padła kwota, że poniżej 6 tys. zł pracować nie będę. Czy to są w ogóle kwoty adekwatne i realne w tym systemie, w jakim obecnie się znajdujemy?

Osobiście nie słyszałem tej wypowiedzi, zakładam, że chodzi o 6 tys. brutto, dlatego wypowiem się jako dyrektor szpitala zatrudniający również ratowników. Uważam, że nie jest to jakieś nadzwyczajne oczekiwanie. Inna sprawa, czy mamy na to środki. Obserwując dzisiejszy poziom wynagrodzeń na rynku i sytuację w kontekście wzrostu kosztów życia – mamy jednak inflację, która przekłada się na wzrost cen podstawowych dóbr konsumpcyjnych, to jednak te oczekiwania trudno nie nazwać słusznymi.

Czy zatem to dobry moment na to by teraz robić protest, strajkować, „odchodzić” od łóżek pacjentów?

Myślę, że nigdy nie ma dobrego czasu na takie radykalne i ostre działania. Determinacja środowiska ratowników jest duża. W ogóle determinacja środowisk medycznych ogólnie jest duża, bo przecież nie mówimy tu tylko o ratownikach, ale także o protestach innych grup. Myślę, ze zbieramy trochę burzę, poprzez wiatr, który niestety sami zasialiśmy. Przypominam tu sobie fatalne rozwiązania i decyzje, jeżeli chodzi o wzrosty wynagrodzeń w niektórych zawodach medycznych, które zostały kiedyś określone rozporządzeniem ministra zdrowia, który określił mechanizm dochodzenia do poszczególnych pułapów. Patrząc na ten rok, ostatnie decyzje, które zostały podjęte spowodowały ten ferment, bo są one nielogiczne, w wielu przypadkach, nieprzemyślane i krzywdzące dla środowiska pracowników sektora ochrony zdrowia.