2021 09 12 Polaniarski Osod Koscielisko8662

Zejście owiec z hal było wielkim świętem. - Kobietom nie wolno było na bacówkę zazierać, więc bacowie i juhasi byli sami. Żony, córki, matki czekają na nich. Przygotowują ucztę, bo to wielkie święto dla całej wsi - opowiada Małgorzata Karpiel-Bzdyk.

Po rocznej przerwie do Kościeliska wrócił Polaniarski Osod. Po raz 17. ulicami przeszli bacowie i juhasi z owcami, gdzie pod sceną plenerową czekała wspaniała kulturalna uczta. - Mamy muzykę tradycyjną polską, słowacką, podhalańską, spiską i węgierską. Jest barwnie, kolorowo i wszystko kręci się wokoło pasterstwa. Mam owce, ale także instrumenty pasterskie i całe widowisko przygotowane przez Polaniorzy związane z wypasem owiec i zakończeniem redyku - mówi Małgorzata Karpiel-Bzdyk, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury Regionalnej w Kościelisku.

Na terenie wokoło sceny plenerowej w Kościelisku można było także spróbować oscypków, żętycy oraz jagnięciny. Ta wspaniała uczta oraz zabawa nawiązuje do wydarzeń sprzed lat, kiedy mężczyźni po miesiącach wypasu wracali do domów.

- Baca z juhasami przez kilka miesięcy są z owcami na halach i teraz muszą rozdzielić owce do ich właścicieli. To jest ten podział. Dzielą się także tym, co przez okres wypasu pozyskano z owiec, czyli serami. To jest zakończenie redyku - zaznacza Małgorzata Karpiel-Bzdyk.

fot. Marcin Szkodziński