Poseł Siarka

Gwałtowne zmiany cen i okresowe braki wybranych artykułów – tak w tym roku wygląda rynek materiałów budowlanych w Polsce. Każdy kto buduje lub prowadzi remont doskonale wie jak trudno jest np. kupić niezbędne drewno budowlane np. do budowy konstrukcji dachowej. Czy to epizod czy też trzeba przygotować się na długi okres zwyżki cen i braków w hurtowniach i tartakach? Rozmowa z Edwardem Siarką, wiceministrem w Ministerstwie Klimatu i Środowiska

Drewno to materiał bardzo ceniony i pożądany, materiał, którego powoli zaczyna brakować. Jak Państwo jako właściciel lasów państwowych i organ nadzorczy patrzycie na tą sytuację?

Zacznijmy od przypomnienia, że Polska jest jednym z głównych producentów drewna w Europie. Zajmujemy piąte miejsce pod względem ilości pozyskiwanego drewna w skali roku. To mniej więcej około 38 - 40 mln m3 tego surowca. Jest to pula, która do tej pory spokojnie zapewniała nam bezpieczeństwo inwestycyjne i bezpieczeństwo branży budowlanej, jak również branży meblarskiej. W tym roku sytuacja zmieniła się diametralnie. W czasie pandemii, na wiosnę, kiedy wiele gałęzi gospodarki było zamrożonych, w wielu miejscach na świecie m.in. w Rosji, Kanadzie czy Stanach Zjednoczonych zmieniły się zasady sprzedaży drzewa tym samym powstało bardzo duże zapotrzebowanie na materiał drzewny. Muszę przyznać, że nie do końca byliśmy przygotowani na taki obrót spraw. W Polsce drzewo sprzedajemy według zasad, które są określane pod koniec danego roku, czyli to co dzisiaj określimy jako zasadę będzie sprzedawane dopiero od 1 stycznia 2022 roku. Zatem Lasy Państwowe wynegocjowały umowy na sprzedaż drzewa w 2021 roku według warunków, które były nam znane jesienią 2020 roku, a okazało się, że wraz z wiosną pojawiło się bardzo duże zapotrzebowanie na ten produkt. Przypomnę, że nasza sprzedaż oparta jest na dwóch systemach: systemie ofertowym i systemie aukcyjnym. W pierwszym z nich funkcjonują wszyscy odbiorcy, którzy mają tzw. historię. Według tego systemu sprzedajemy 80 proc. drewna. Natomiast w systemie aukcyjnym sprzedajemy 20 proc. surowca i wliczają się tutaj wszyscy ci, którzy od Lasów Państwowych kupują drewno na bieżąco. I to właśnie w systemie aukcyjnym, czyli tu gdzie zaopatrują się drobni przedsiębiorcy mamy drastyczne wzrosty cen. Podam prosty przykład: o ile metr sześcienny drewna sosnowego w systemie ofertowym kosztował około 210 zł, to przy aukcyjnym potrafi dochodzić do 850 zł. Pamiętajmy, że nie są to pieniądze, które otrzymują Lasy Państwowe, a pośrednicy, którzy handlują drewnem. W związku z tym zastanawiamy się w jaki sposób doprowadzić do wprowadzenia pewnych korekt, które spowodowałyby, że cały system będzie bardziej elastyczny, z naciskiem na zaspokojenie potrzeb krajowych. 

Czyli można powiedzieć, że wszystko co pozyskujecie sprzedaje się na przysłowiowym pniu? 

Faktycznie tak się dzieje, dlatego na tym polu występuje wielki spór - zwłaszcza jeśli chodzi o drewno sprzedawane na eksport. Mam tutaj na myśli niektórych z naszych odbiorców, którzy doszli do wniosku, że lepiej jest im zakupione drzewo sprzedać na rynek zewnętrzny niż przerabiać je wewnątrz. Na taką sytuację musimy zareagować, dlatego wraz z Ministerstwem Infrastruktury będziemy chcieli wypracować, które pozwolą nam ten niekontrolowany eksport w jakiś sposób przyhamować. Nie może być tak, że na naszym rodzimym rynku - przy zasobach, które mamy - brakuje drzewa. Chciałbym tutaj wyraźnie podkreślić, że w odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie rząd i Lasy Państwowe nie mogą przystąpić do zwiększonej, a tym samym niekontrolowanej wycinki. Drzewo pozyskiwane jest według konkretnych planów, które nazywamy planem urządzenia lasów. Są to perspektywy 10-letnie, zatwierdzane przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska, a pule, które są tam zaplanowane w żaden sposób nie mogą zostać przekroczone. 

Czyli nie może być tak, że widzicie Państwo ogromne zapotrzebowanie na drewno to w przyszłym roku ścinacie o 20 proc. więcej niż w latach poprzednich. Jak dobrze rozumiem wszystko trzyma się planu, który jest zatwierdzany przez Ministerstwo?

Dokładnie tak, a wspomniane już plany wynikają z zasad związanych z ochroną polskich lasów i z zasad bioróżnorodności. W całym szumie informacyjnym bardzo często możemy usłyszeć głosy alarmujące, że leśnicy dokonują zrębów. Uspokajam -nie ma tutaj powodów do niepokoju. Jest to zrąb zaplanowany, po którym leśnicy przystępują do rekultywacji danego terenu i dokonują nasadzenia kolejnych pokoleń drzew. W liczbach przedstawia się to w ten sposób, że na każde pozyskane dzisiaj drzewo sadzimy pokolenie 13 nowych drzew. Generalnie w Polsce rok rocznie sadzimy 500 mln nowych drzew, przy okazji zmieniając strukturę drzewostanu. Po okresie II wojny światowej, kiedy liczono na szybki przyrost masy drzewnej sadzono głównie sosnę lub te drzewa, które spełniały wymogi szybszego przyrostu bądź też wymogi glebowe. Dzisiaj staramy się sadzić głównie lasy mieszane, a wszystko po to żeby zachować bioróżnorodność i przygotować lasy na różne gwałtowne zjawiska klimatyczne, które teraz stale obserwujemy. 

Liczby nie kłamią - ilość zalesianych obszarów w Polsce systematycznie wzrasta. Zatem nie można powiedzieć, że lasy się nam kurczą

Dane liczbowe mówią tutaj same za siebie, niestety niektórzy nie chcą ich przyswoić. Po wojnie lesistość naszego kraju wahała się w granicy 22 proc., w tej chwili jest to już około 30 proc. Docelowo w dokumentach strategicznych zakłada się, że w Polsce będzie zalesionych 33 proc. wszystkich gruntów. Są to dane, które konsekwentnie realizowane są przez leśników. W tej chwili mamy raczej deficyt gruntów, dlatego trwają rozmowy z Ministerstwem Rolnictwa, zmierzające do tego, aby grunty będące w zasobie KOWR-u (Krajowego Ośrodka Wspierania Rolnictwa), a nie nadają się do gospodarki rolnej, żeby po prostu zostały zalesione. Przy tym wszystkim mamy oczywiście całą sferę gruntów prywatnych – 20 proc. lasów w Polsce należy do prywatnych właścicieli – na tych terenach również można lepiej gospodarować, jeśli mówimy o gospodarce leśnej. Niestety ostatnie latach w tym obszarze pozostawiają wiele do życzenia. Ta niekorzystna sytuacja spowodowana była mi.in niską ceną drzewa, co w efekcie przełożyło się na takie a nie inne gospodarowanie. Właścicielowi lasu prywatnego często nie opłacało się gospodarować masą drzewną w sytuacji, gdy za metr sześcienny płacono mu 1500-200 zł. W tym roku, kiedy odnotowaliśmy skokowy wzrost cen obserwujemy intensywne prace pielęgnacyjne w lasach prywatnych, których do tej pory nie było. Od tej strony jest to bardzo pozytywne zjawisko. 

Jak Państwo przewidujecie odnotowany wzrost cen będzie utrzymywać się przez najbliższe lata czy to tymczasowe zjawisko i po powrocie do post pandemicznej normalności zanotujemy swoisty spadek?

Mam nadzieję, że nastąpi delikatna korekta cenowa materiału drzewnego i że te ceny się ustabilizują. W mojej opinii nie powrócą już do kwot, w jakich się pozycjonowały. Musimy liczyć się z tym, że surowiec drzewny, nie tylko w Polsce, ale i w Europie będzie bardzo mocno poszukiwany, dlatego spodziewam się, że ceny będą się utrzymywały na dużo wyższym poziomie niż było to w latach poprzednich. To naturalne zjawisko. Proszę pamiętać o tym, że często nie mamy tej świadomości, ale wszystkie produkty i materiały wytwarzane z drewna w Europie Zachodniej są dużo bardziej cenione niż w to było w Polsce. To nieuzasadnione by utrzymywać twierdzenie, że u nas drzewo musi być bardzo tanie. Nie jestem zwolennikiem tego typu działań. Musimy mieć świadomość, że to surowiec ekologiczny, odnawialny, a przy tym bardzo cenny.

Unia Europejska najchętniej wszystkie lasy zamieniłaby w parki narodowe przy jednoczesnych dążeniach do tego, żeby nic w nich nie robić. Pomijam kwestię pożarów wynikającą z takiej gospodarki. Czy w takim razie nie jest trochę tak - patrząc na zakusy Unii Europejskiej, żeby zarządzać lasami w krajach członkowskich - że może okazać się, iż popyt będzie wzrastać, a Państwo będziecie musieli modyfikować swój plan zarządzania lasami?

W dokumentach, które odnoszą się do strategii bioróżnorodności czy strategii leśnej bardzo wyraźnie przedstawiliśmy krytyczne uwagi co do tych dokumentów i konsekwentnie trzymamy się tego stanowiska. Założenie Komisji Europejskiej, iż 10 proc. powierzchni danego kraju zostanie objęte ochroną ścisłą może być askuteczne w stosunku do celów, które zostały nam zaproponowane do osiągnięcia, czyli zwiększenia pochłaniania przez lasy dwutlenku węgla. Proszę zwrócić uwagę, że z jednej strony proponuje się nam by 10 proc. powierzchni objąć ochroną ścisłą – w polskich warunkach oznaczałoby to, że musielibyśmy wyłączyć z użytkowania około 3 mln ha czyli właściwie 1/3 lasów w Polsce. To by oznaczało, że według definicji ochrony ścisłej nie moglibyśmy wchodzić w te obszary, zbierać grzybów czy jagód, prowadzić gospodarki łowieckiej i pozyskiwać drzewa. Przypomnę tylko, że drzewostany, które osiągają swój wiek dojrzałości pochłaniają coraz mniej CO2. Wydaje się nam, że elementy w tych strategiach nie są spójne i na to zwracamy uwagę. Unia Europejska wbrew zobowiązaniom traktatowym, które mamy chce sobie podporządkować gospodarkę leśną i mieć nad nią całkowitą kontrolę. Rząd polski podnosi, że kraje europejskie mają różne doświadczenia, a to co proponuje Unia jest de facto eksperymentem, który, jeśli się nie powiedzie to jego koszt odczujemy my wszyscy. Cena ta będzie wiązała się z tym, że lasy nie będą spełniały funkcji, która dzisiaj spełniają – pod względem gospodarczym, przyrodniczym czy społecznym. Te trzy funkcje lasów w Polsce bardzo dobrze prowadzone są przez Lasy Państwowe. Mimo różnej krytyki, która spada na Lasy Państwowe, nawet jeżeli mamy jakieś pojedyncze nieprawidłowości to na dobrą sprawę 100-letnia historia Lasów pokazuje, że leśnicy bardzo dobrze zarządzają tym majątkiem dla dobra polskiej przyrody i polskiej gospodarki. 

Z punktu widzenia ekonomicznego - taniej już było, dlatego bardzo roztropnie musimy patrzeć na to co posiadamy. Musimy szykować się na to, że ceny produktów z drewna, podobnie zresztą jak w Europie Zachodniej będą teraz wyższe, bo są z naturalnego surowca, a do tego ekologiczne

Trend ten jest zupełnie naturalny. Wielu z nas lub osoby, które znamy, funkcjonuje na rynkach europejskich, handlujemy, wymieniamy się poglądami. Widzimy, że chociażby zwykła listwa przypodłogowa w Polsce kosztuje parę złotych, natomiast w Belgii czy w Holandii – tam, gdzie nie ma zasobów drzewnych, potrafi kosztować nawet kilkaset euro. Mamy naprawdę bardzo dobre zasoby o które należy dbać również w kontekście przyszłych pokoleń i mieć świadomość tego, że surowiec ten ma swoją wartość i swoją cenę. 

Przemysław Bolechowski