P3910959NOWY TARG. Wydarzeniem weekendu stał się okazały benefis prof. Stanisława Hodorowicza w murach „Podhalanki”, której fundamenty kładł swoją determinacją, sercem i wiedzą, a o jej rozwój zabiegał, rektorując uczelni przez 11 lat.

W tym roku świętowanie 20-lecia Podhalańskiej Wyższej zbiega się z 80-tymi urodzinami szacownego benefisanta. Hołd człowiekowi-instytucji podczas tego benefisu, w auli na Kokoszkowie, oddawały różne światy: jego rodzimy góralski, bukowiański; świat nauki i krakowskiej Almae Matris, społeczność Podhalańskiej Państwowej Wyższej Uczelni Zawodowej (pewnie wkrótce Akademii);  ludzie samorządu, ludzie polityki, duchowni; grono regionalistów skupionych przy Związku Podhalan, ale przede wszystkim - rozmiłowana w góralszczyźnie młodzież.

P3910965 

Benefis - w urokliwej i symbolicznej scenografii – zmyślnie zaaranżowany, podzielony na cztery etapy życia, rozciągnął się do kilku godzin i bogaty był we wzruszenia, zadumę; ozłocony urodą podhalańskiej kultury. Skrzył się od dowcipnych anegdot i cytatów, ale też niósł refleksję o naszej teraźniejszości. 

- Benefisy są elementem akademickości – mówił, witając jubilata, rektor PPUZ, dr hab. Robert Włodarczyk, wdzięczny swojemu poprzednikowi za to, że 20 lat temu, mimo różnych trudności i oporów, jakie napotykał, pomógł on nadać kształt edukacyjnym aspiracjom regionu i jak solidne podwaliny położył pod dzisiejszy status uczelni.  

 - To mogą zrobić jedynie wyjątkowi ludzie – zaznaczał rektor.  - Zauważyłem w tobie ogromny potencjał stratega i poszukiwacza.

Prowadzenie benefisu zostało oddane w ręce takich osobistości Podtatrza jak Helena Buńda i Andrzej Skupień. Zamysł fabularny polegał na dobywaniu ze skrzyni wspomnień kolejnych rekwizytów znaczących kolejne etapy żywobycia: a to „flincicki”, pasa, myśliwskich trofeów; a to laboratoryjnych próbówek i kryształów. Chodzi wszak o kogoś od urodzenia naznaczonego pasjami, które ciągnęły go w różne strony. Uosabiały to babki: stateczna i nabożna Haźbieta Hodorowicz ze strony ojca i Bronisława Konieczna Dziadońka ze zbójnickiego rodu - ze strony matki. 

P3910901

- Idąc na wesele, za jedną cholewką miała nóż, za drugą pistolet – wspominał profesor-jubilat  swoją babkę po kądzieli, artystkę skrzypiec, która wychowała cały zastęp znakomitych bukowiańskich prymistów. 

W małym Stasiu przez szkolne lata zdawała się brać górę natura właśnie zbójnicka – z kolegami ganiał za piłką, udało mu się nawet trafić w okno kościoła. Jako podrostek już się wyprawiał „poza bucki, poza chraść”, na słowacką stronę, bo ciągnęła go „polowacka”. Nie stronił i od bitki. Ale ważne, że ojciec był zdeterminowany do kształcenia syna. Jeśli jeszcze w dzieciństwie proboszcz widział w nim przyszłego księdza, tak w młodzieńczych latach rodzina liczyła, że zostanie medykiem albo prawnikiem. W palestranckim gronie młody Hodorowicz – już wtedy przekonany, że „prowda u zbójnika” - jednak się nie widział. Rozbudzone jeszcze w zakopiańskim liceum zainteresowania pociągnęły go ku chemii. Reszty dokonali opatrznościowo postawieni na jego drodze nauczyciele-mistrzowie.

P3910940

Bukowiańskie lata – wspominane z pomocą ziomków i zawołanych regionalistów – Stanisława Łukaszczyka „Kołoca” oraz Bartka Koszarka, były jedynym okresem życia, o którym zacny jubilat mówił gwarą. Było i o Honorowych Zbójnikach, i o Wierchowych Orlicach. Szczerze wzruszyły jubilata niespodzianki ze strony utalentowanej rodziny, wyśpiewana zdalnie aria operowej gwiazdy Agnieszki Kuk, życzenia od władz gminy i oczywiście bukowiańskie kwiatuszki, czyli „Mali Wiyrchowianie” z uroczym występem. 

 Z większą już powagą, choć też nie bez poczucia humoru, o okresie życia związanym z Uniwersytetem Jagiellońskim, działalnością naukową, akademicką i społeczną oraz rozmawiał benefisant ze Stasią Trebunią-Staszel, wyjątkowo zaangażowaną i kreatywną regionalistką, dyrektorką Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Razem zasiadają oni w radach naukowych i Związku Podhalan, i Almanachu Nowotarskiego. Uniwersyteckie lata to czas dochodzenia do tytułu profesora nauk chemicznych, stanowisk kierownika Zakładu Krystalochemii i Krystalofizyki na Wydziale Chemii, wreszcie funkcji prorektora Uniwersytetu Jagiellońskiego ds. badań, członkostwa komisji opiniującej kandydatury do Nagrody Nobla w dziedzinie chemii. Prof. Hodorowicz przewodniczył też Radzie Fundacji dla Uniwersytetu Jagiellońskiego.

P3910995

Na kolejnym etapie słynnego już w Polsce i świecie bukowianina odcisnęła piętno „Podhalanka” – tworzona jako wyraz woli lokalnych środowisk, z błogosławieństwem i pomocą kard. Macharskiego, ale głównie, jak wyznał jubilat… z zazdrości, że wyższe szkoły zawodowe miały już i Tarnów, i Nowy Sącz. O tym czasie rozmawiali z profesorem  kanclerz „Podhalanki”, były wicemarszałkiem Małopolski Andrzej Sasuła i Bianka Godlewska-Dzioboń – wieloletnia współpracownica, teraz prorektorka ds. współpracy i projektów uczelni. Pierwszy i najdłużej panujący rektor dał solidny fundament pod rozwój ośrodka akademickiego, pokazał, jak powinna wyglądać współpraca z samorządami i wszystkimi grupami, które tworzą lokalne środowisko.  

Wykładowczyni uczelni, dr hab.  Anna Mlekodaj, orędowniczce i animatorce edukacji regionalnej, autorce książek i opracowań – przyszło mówić z benefisantem o okresie najtrudniejszym – teraźniejszości. Surowa ocena polskiej rzeczywistości w ustach b. senatora Platformy połączyła się z nadzieją, że „(..) młodzi mniej będą głupi od starych. I moralnie więcej warci”.   

 Wcześniej podał profesor swoją definicję wolności: - Jak najwięcej mieć – oczywiście nie tylko w sensie materialnym, a jak najmniej musieć.

Usadzony na powlekanym szmaragdowym pluszem fotelu benefisant garnitur zmieniał na góralski serdak, a serdak z powrotem na oficjalny „ancug”. Ale – bez względu na odzienie i używalność gwary lub literackiej polszczyzny – wciąż był tym samym człowiekiem: zakorzenionym w tradycji i obywatelem świata jednocześnie, bystrym obserwatorem i analitykiem przemian rzeczywistości, wzorem szacunku oraz życzliwego podejścia do każdego człowieka, z którym go los zetknął. A to ogromna przeciwwaga dla zalewającej nas fali obojętności, pośpiechu, lekceważenia. 

P3920012    

 Miała benefisowa uroczystość i swój muzyczno-taneczny góralski komponent. Zarówno „Mali Wiyrchowienie”, Jasiek Karpiel-Bułecka grający od serca na starodawnych instrumentach, śpiewające dziewczęta z „Młodego Podhala” jak i cały zespół – pokazali klasę.

A sam jubilat – prócz tego, ile powiedział, odpowiadając na pytania, musiał się jeszcze wykazać nielichą kondycją, przyjmując życzenia, podziękowania, gratulacje od bardzo długiej kolejki przyjaciół z różnych światów. Jak je w sobie łączy i godzi – tego niech się uczą od profesora-górala inni.    

Pamiętajmy, że prócz publikacji branżowych, jubilat stworzył obszerny „Słownik gwary górali Skalnego Podhala”, spisał „Podholańskie godki, porzekadła i poogwarki”, doprowadził do wydania „Dumacek, czyli myśli po góralsku danych” i „Podhalańców myśli wyszukanych”. 

 „Żyje się tylko raz, ale jeśli żyje się dobrze, ten raz wystarczy” - takie motto autorstwa Joe E. Lewisa zdobiło zaproszenie na benefis. Bohater tego święta pokazuje nam wciąż, jak w różnych doświadczeniach i okolicznościach można żyć pięknie, mądrze, „na bogato”; jak trwać przy wartościach i nie tracić nadziei.

Fot. Anna Szopińska