
Stefan Rapacz oprócz swoich innych obowiązków zajmował się w naszej Wytwórni Nart sprawami socjalnymi – pisze Władysław Groblicki, w kolejnej już części opowieści o pracy w słynnej Wytwórni Nart w Szaflarach, która w latach 70. i 80. XX wieku cieszyła się ogromnym uznaniem w Polsce i nie tylko.
To był gość który miał zawsze dziesiątki pomysłów jak zapewnić załodze atrakcyjny wypoczynek po ciężkiej pracy. I co najważniejsze uzyskiwał na nie akceptacje Dyrektora.
Napiszę o tych najatrakcyjniejszych .
Bułgaria.
Na kempingu Raj nad Morzem Czarnym ok 10 km od Warny mieliśmy na okres 3 miesięcy wakacyjnych zorganizowany obóz namiotowy. Dojazd do Warny odbywał się pociągiem wagonami do spania, a tam z dworca nasz samochód dowoził wczasowiczów na miejsce. W uroczym lasku dającym ożywczy cień stało 10 namiotów ustawionych w okrąg. One stanowiły naszą bazę wypoczynkową. Każdy 4-osobowy namiot miał 2 sypialnie z komfortowym materacem każda, lodówkę, kuchenkę gazową naczynia, stolik, stołeczki ect. Jednym słowem „na bogato”. Do brzegu morza było może 100 m. Nazwa kempingu Raj doskonale oddaje charakter tego miejsca. Gdy po godzinach kąpieli morskich, a i słonecznych dzieci i ci mniej wytrwali udawali się na spoczynek, dorośli ( 18 +) zasiadali przy długim zbitym z desek stole i tam degustując wspaniałe wyroby bułgarskiego przetwórstwa owocowego (o różnym procencie) prowadzili zażarte dyskusje na poważne, ale częściej frywolne tematy. Cudna sprawa.
Jugosławia.
Z firmą z miejscowości Osijek w Jugosławii mieliśmy wieloletnią umowę na wymienne wczasy. Polegało to na tym, że autokar Jugosłowian przyjeżdżał do nas w zimie, a w drodze wymiany my jechaliśmy nad Adriatyk w lecie. My zapewnialiśmy naszym bałkańskim gościom luksusowe warunki pobytu w Zakopanem, Krynicy, Piwnicznej i innych, fundując im dodatkowe atrakcje takie jak kulig z pochodniami, czy wspólną watrę. Oni natomiast odwdzięczali nam się możliwością pobytu nad Adriatykiem w uroczej miejscowości Baśka Voda nieopodal Makarskiej. Byliśmy tam zakwaterowani w kwaterach prywatnych, a wyżywienie mieliśmy zapewnione w ich stołówce. Oprócz uroków morza zapewniali nam rejs statkiem „Prigradica” na pobliską wyspę Brac. Statek cumował przy dzikiej plaży tam były kąpiele, a zamiast tradycyjnego obiadu makrele z grilla przyrządzane przez samego kapitana. A że ryby lubią pływać wina i mocniejszych wyrobów owocowych nie ograniczano.
Zima .
6-8 razy w sezonie zimowym Stefan organizował zawody narciarskie dla dzieci. Przy okazji ścigaliśmy się i my tatusiowie i mamusie. Wszystkie dzieci zawsze otrzymywały jakieś drobne nagrody i obowiązkowo dyplomy. Wyciągów było wtedy jak na lekarstwo więc trzeba było mocno „główkować” na jaki stok pojechać. Pamiętam, że jedne z pierwszych zawodów w których jak zwykle brała udział cała moja rodzinka były w Białce. Działał tam wtedy jedyny wyciąg „wyrwirączka”. Po zawodach dzięki uprzejmości państwa Dziubasików w ich domu raczyliśmy się przywiezionym w termosie z naszej stołówki bigosem i herbatą serwowaną przez panią domu. Odwiedzaliśmy też Maciejową, Długą Polanę, Butorowy Wierch i inne.
Władek Groblicki
fot. Stanisław Śmierciak Gazeta Krakowska