
Polski snowboardzista rodem z Białego Dunajca, kilka dni temu przeszedł do historii jako pierwszy Polak, który zwyciężył w snowboardowym Pucharze Świata. Stało się to niemal równo 7 lat po dramatycznym wydarzeniu w jego życiu.
10 lutego 2016 roku w miejscowości Szaflary prowadzony przez Kwiatkowskiego samochód wpadł w poślizg, zjechał na przeciwległy pas i wbił się w nadjeżdżający z przeciwka autokar. Nieprzytomnego reprezentanta Polski przewieziono do szpitala. Miał pęknięty w dwóch miejscach kręgosłup, złamanych siedem żeber i pękniętą obręcz biodrową.
Szczęście w nieszczęściu okazało się, że te złamania i pęknięcia nie wymagały operacji. Potrzebny był czas aby się to wszystko zagoiło.
Oskar zaczął dochodzić do siebie w błyskawicznym tempie i już po 6 dniach zaliczył kilka rekreacyjnych zjazdów na stoku.
Wypadek przytrafił się Oskarowi na niespełna 2 miesiące przed wyjazdem na Mistrzostwa Świata Juniorów, gdzie zaliczany był do grona faworytów do złota. Walczył do samego końca o wyjazd, ale ostatecznie nie uzyskał pozytywnej opinii lekarzy z Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej w Warszawie.
Od tych dramatycznych wydarzeń minęło 7 lat i dzisiaj Oskar zalicza się do ścisłej światowej czołówki, czego potwierdzeniem był sobotnie zwycięstwo w Scoul. Zresztą nie pierwszy raz stanął on tam na podium. Przed pięcioma laty był na tym stoku drugi. Wyczyn ten powtórzył też w słoweńskiej Rogli, w marcu ubiegłego roku.
W swoim dorobku ma już dwa występy na Igrzyskach Olimpijskich. Debiutował w 2018 roku w Pjongczang, gdzie zajął 13. miejsce. 4 lata temu w Pekinie był już 7.
Jest też Mistrzem Uniwersjady z 2019 roku w Krasnojarsku.
Co ciekawe Oskar nie miał łatwego początku w snowboardzie. Wszystko za sprawą oblanych testów do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem.
– To dosyć zabawna historia. Podczas egzaminów sprawnościowych do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem Oskar nie wyróżniał się sprawnością, nie startował też wcześniej w żadnych zawodach snowboardowych – wspomina jeden z pierwszych trenerów Kwiatkowskiego Michał Sitarz – Zapamiętałem jednak, że miał grube kości, wielkie dłonie i dobre wyniki testów równowagi. Widziałem też w jego oczach olbrzymią pasję i motywację do treningów. Konkurencja była jednak olbrzymia. Akurat w jego roczniku było wówczas wielu medalistów Ogólnopolskich Olimpiad Młodzieży. Oskar ostatecznie nie przebrnął przez selekcję. Wziąłem jednak telefon kontaktowy do jego taty. Kilka miesięcy później jadąc „zakopianką” na ułamek sekundy spojrzałem w lewo. Pod wiaduktem stał chłopak w ubraniu kolarskim i próbował się włączyć do ruchu. Wiedziałem, że skądś znam tę twarz. Szybko sobie przypomniałem. A, że właśnie zwolniło się miejsce w SMS, zadzwoniłem do jego taty i kilka dni później Oskar do nas dołączył – dodaje szkoleniowiec.
Miłość do sporu Oskar odziedziczył po tacie Jerzym, który jest multimedalistą na arenach krajowych i międzynarodowych w … siłowaniu na rękę.
Śladami Oskara podążyła też jego młodsza siostra Olimpia, która aktualnie reprezentuje nasz kraj na Zimowej Uniwersjadzie.