Reklama
NOWY TARG POGODA
ZAKOPANE POGODA
Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
Reklama

Od gorczańskich zakątków w Tatry, Alpy i… Andy Peruwiańskie

Dnia: poniedziałek 8 sierpnia 2022, Autor: Maciej Zubek

Książka Mirka Mąki jest z wielu powodów inna, począwszy od tytułu po jej zawartość, ale akurat to nie przeszkadza, bo niejako taki był autor, trudny do zdefiniowania, bogaty wewnętrznie, z wizją postrzegania świata. I może to dobrze, nic się nie zmieniło, po tym jak odszedł w Góry Najwyższe, a odnalazło się właśnie w tej książce.

Doceniam, lubię i szanuję ludzi chodzących własnymi chodniczkami, kulturalnych, wyciszonych i nie narzucających się, szanujących nawet tych, którzy myślą, że są mądrzejsi, a tak często nie jest. O nich jest trudno na tym padole i powinno się ich za życia wspierać, a jak odejdą pamiętać. Tak nie jest, to kolejna ludzka ułomność. Nie podejmuję się książki recenzować, nawet gdyby żył, też bym tak postąpił. Dlatego spróbuję dodać parę zdań od siebie, tak pewnie by sobie życzył.

Książka gruba i ciężka, w twardej oprawie, jest kompilacją wybranych tekstów z różnych okresów życia i twórczości Mirosława, czyli Mirka, tak nawet jest na okładce i stronie tytułowej. O czymś to świadczy. Tytuł książki „Wędrując obrzeżami oswojonego świata”, bo od niego należałoby zacząć, aby zrozumieć Autora i jego osobowość. Zaczerpnięty został z tekstu Mirka Mąki o Heródku, powszechnie za życia uważanego na Orawie za odmieńca, żyjącego w swoim świecie. Tworzył w drzewie „heródki” i opowiadał opisując swój bajkowy świat, a w zasadzie to swoimi prymitywnymi rzeźbami przedstawiał życie osób wędrujących poza obszary świata, niezrozumiałego poza nim samym, tym bardziej dla tych niby żyjących normalnie, ale obwarowanych stereotypami i brakiem akceptowania odmienności.

Tytuł książki – moim zdaniem – odpowiada doświadczeniu Mirka Mąki w badaniu rzeczywistości, zajmującego się problematyką bytu, istoty, istnienia, czasu, przestrzeni, konieczności i możliwości. Zagłębiam się w ontologię, nie chciałem, a tak wyszło. „A dom, do którego wrócisz, znajdziesz zbyt małym, jak na ogrody twych wspomnień” – to nie moje, to Autora.

W książce rozdziały są poprzedzone wstępami wyjaśniającymi kontekst i zawartość. Jestem zdania, że powinno się ją czytać od rozdziału biograficznego, czyli od końca. Takim, jakim był przesądzały… góry, ich mieszkańcy, kultura i świat.

Gorczański Lubomierz – miejsce letniskowe, dla dziecka z miasta, miał wpływ na jego twórczość, ukierunkował go życiowo, emocjonalnie, rozbudzając wrażliwość postrzegania świata. Patrzył na życie codzienne mieszkańców wioski, które było spuścizną tradycji, z wolna podlegającego wpływom cywilizacyjnym. Nauczył się gwary, silnie integrował ze środowiskiem, a to w wielkim mieście powodowało niejako rozdwojenie tożsamości, tudzież trudności adaptacyjne. Lubomierz sprawił, że wybrał taki, a nie inny kierunek studiów, od wrażliwości artystycznej po etnografię Słowian. Już w dorosłym życiu okiem badacza obserwował zwyczaje i obrzędy. Góry były miłością, by zrozumieć Mirka Mąkę czytanie trzeba zacząć właśnie od tego rozdziału, naówczas od gorczańskich krajobrazów zawędrujemy w Tatry, Alpy i… Andy Peruwiańskie.

Przyznaję, najbardziej byłem związany z odkrywaniem tajemnic Małopolski, tematami rozdziału pierwszego. Może dlatego, że nasza korespondencja poświęcona była pejzażom drugiego planu i ukrytym treściom w malarstwie sakralnym Małopolski. W tejże książce zapraszał na niezwykłą wyprawę po świątyniach Krakowa, Olkusza, Imbramowic, Zakopanego i Trybsza. Zderzenie Biblii z obrazem w jego wydaniu mnie urzekło. Mówił, że to, co wypełnia grube tomy dzieł hagiograficznych lub wersety Biblii, musi zmieścić się na ograniczonej przestrzeni obrazu. Odkrywanie tej symboliki było dla mnie fascynujące. Mirek Mąka podkreślał związek między słowem a obrazem, zagęszczaniem treści wizualnych, czy schematami myślenia. Uważał, że dawni malarze religijni w większości byli rzemieślnikami, w tym dobrym znaczeniu. Często anonimowi, ale posiadali wiedzę techniczno-warsztatową i umiejętności malarskie, znajomość ikonografii i obowiązujących konwencji.

Zwracał Mirek Mąka uwagę na tematykę pejzaży w obrazach religijnych, uznawał je za wartości dokumentalne. Nawet niewielki widok ukryty na dalekim planie może okazać się jedynym aktem wizualnym konkretnego miejsca lub zabytku minionej epoki, o dużej wartości historycznej. Także panoramy, czy niewielkie fragmenty krajobrazowe uwidocznione w tłach. Wierni koncentrują się na wizerunkach pierwszego planu, rzadko zwracają uwagę na odległe tło. Takie widoki odbiera się jako malarski sztafaż. Nie docenia się wartości drugiego planu. Właśnie tym widokom przyglądał się z dystansem i odpowiednim krytycyzmem, co doprowadziło go do zaskakujących odkryć. Był świadom tego, że krajobraz nie był malowany z natury. Dodawanie pejzażu odbywało się na podstawie szkiców, a nawet wzorowaniu się na innych dziełach. Takie kopiowanie prowadziło do różnego rodzaju deformacji i uproszczeń, nie wspominając o datowaniu widoków. Na takie zafałszowania zwracał uwagę.

Jakże odkrywcze były dla mnie dociekania o wizerunku Jana Chrzciciela w Tatrach, także samokanonizacja Stanisława Witkiewicza w kościele pw. Świętej Rodziny i konfrontacja dwóch tendencji inspirowanych sztuką góralską, czyli Edgara Kovátsa i Stanisława Witkiewicza. Ołtarz św. Jana Chrzciciela wraz z dekoracją malarską ścian stanowi perłę w koronie obiektów sakralnych stylu zakopiańskiego.

Rozczytywałem się opisem polichromii kościółka w Trybszu, zdobiącą wnętrze, a ocenianego jako skarb i niepowtarzalne dzieło sztuki. Wystrój malarski jest nieporównywalny do żadnego innego na terenie Karpat. Z rozmachem zaplanowana polichromia zdominowana jest scenami z doby kontrreformacji, ze szczególnym uwzględnieniem wątku maryjnego, stanowi jeden z najwcześniejszych przykładów barokowego malarstwa ściennego w południowej Polsce. W mojej ocenie analiza Sądu Ostatecznego zamknięta w głębi panoramą Tatr Bielskich jest wciągająca, nadto sylwetki gór pozwalają się domyślać w nich także pienińskich szczytów. Widoki Tatr, Pienin pogórza spiskiego uznawane są za drugą realistyczną panoramę tych gór w Polsce, po znajdującą się na obrazie Izaaka van den Blocke’a w ratuszu gdańskim. Tak się niestety stało, że jeszcze wcześniejszy od niego z polichromii w kościele św. Idziego w Popradzie został zniszczony. Proponowałem Mirkowi Mące zamieszczenie tegoż studium w roczniku „Prace Pienińskie”, był wielce zainteresowany, ale czasu nie starczyło na jego realizację.

Nie rozpisując się wspomnę o jeszcze jednym zanalizowanym przez Autora fragmencie obrazu z panoramą Olkusza i „gór olkuskich” w bazylice pw. św. Andrzeja, czyli najstarszym widoku miasta. Cóż można na niej odkryć i dopatrzeć się? To pasjonująca indagacja Autora. Obserwując panoramę „gór olkuskich” bez cienia wątpliwości stwierdził, że nie przypomina okolic miasta. Za to dopatrzył się szczegółów łudząco podobnych do widoków Tatr, oglądanych z odległości kilkunastu kilometrów, od strony północno-wschodniej. Jednakże nic nie sugeruje, by poszczególne fragmenty mogły pasować do prawdziwego widoku Tatr, myślę że bardziej precyzyjnie wskazywał na tatrzański charakter krajobrazu, a nie wierne ich przedstawienie.

Czytając moje odczucia z ukrytych treści i pejzaży drugiego planu można się zorientować, że sam meandruję pomiędzy nimi, a obrzeżami oswojonego świata, tak są spójne.

Podobnie było z książką o najstarszej fotografii górali tatrzańskich, obie są tożsame. „Czytanie niedzielne” jest najstarszym dokumentem fotograficznym, dotyczącym historii edukacji na Podhalu. Fotografia jest portretem zbiorowym gospodarzy Zakopanego, a zatem ma wartość historyczną i naukową. Starszy góral siedzący za stołem to legendarny Jan Krzeptowski-Sabała, a zatem to pierwszy jego portret fotograficzny.

Na pewno skreślone przez Mirka Mąkę dedykacje na obu książkach nabrały dla mnie szczególnego znaczenia.

Z braku miejsca pominę drugi rozdział, poświęcony trekingom po Andach Peruwiańskich, górach które były w jego życiu na równi ważne, wędrując po nich uświadomił sobie, że są takie chwile w życiu, gdy odrobina patosu ma sens.

Ostatni rozdział to wspomnienia, listy i wiersze. W sumie równie potrzebne dla zamknięcia obrazu etnologa, znawcy starych książek, grafika i badacza kultur Indian Keczua.

Wędruj dalej obrzeżami oswojonego świata, ma teraz na pewno o wiele większe możliwości!

Ryszard M. Remiszewski

Mirek Mąka: Wędrując obrzeżami oswojonego świata. Teksty wybrane oraz wspomnienia jego przyjaciół, Fundacja Marszałka Marka Nawary, Kraków 2021, s. 544

No Comment.

Reklama

Partnerzy