
Znany i lubiany podhalański strongmen już 3 czerwca na Gai Babilon MMA w Nowym Targ zaliczy absolutny debiut w sportach walki. W zakontraktowanym na 3 rundy po 3 minuty pojedynku w formule MMA zmierzy się z Grzegorzem Smolińskim.
Skąd w ogóle wziął się w Twojej głowie pomysł aby na „stare lata” spróbować się w sportach walki?
– Lubię wyzwania to raz, a dwa nie ukrywam że skusiły mnie też pieniądze. Wiadomo, że pandemia spowodowała że na dłuższy czas zrezygnowano z zawodów strongmen, a z nich zawsze do kieszeni wpadła jakaś „złotówka”. Zaczęły się więc rodzić w głowie nowe pomysły. Mniej więcej dwa lata temu pojawiła się pierwsza oferta walki dla innej federacji niż Babilon. Pomyślałem sobie czemu nie spróbować. Gdzieś te elementy sportów walki i samego MMA przewijały się w moich treningach, szczególnie w okresie roztrenowania po zawodach. Koniec końców tamta propozycja stała się nieaktualna. Czekałem więc co się wydarzy. Pojawił się temat Babilonu, w dodatku w moim mieście, więc żal byłoby nie spróbować.
Co na to Twoi najbliżsi?
– Małżonka zapytała czy zwariowałem i czy wszystko ze mną ok. Córka natomiast nawet się ucieszyła i wykrzyczała: Dajesz tato!
To jednorazowa przygoda?
– Okaże się. Szczerze to sam nie wiem czego się po sobie spodziewać. Analizując cały ten okres przygotowawczy to przyznam, że łatwo nie jest. Powiem więcej: dźwiganie przy tym to jest czysta przyjemność. Tam nikt po twarzy Cię nie bije (śmiech). Dlatego nie wybiegam w przyszłość. Zobaczymy jak to się wszystko potoczy, czy wygram, a jeżeli tak to w jakim stylu, czy pojawią się nowe oferty. Nie ukrywam, że chciałbym dłużej zostać w tym sporcie: ale po pierwsze musi się mi to finansowo opłacać, bo za stary jestem żeby dać się okładać po głowie dla „przyjemności”, a po drugie muszę odczuwać też z tego sportową satysfakcję. Jestem człowiekiem, który jak coś robi to daje z siebie więcej niż 100 procent, po to by być najlepszym. Nie interesuje mnie bycie drugim czy trzecim, nawet jak za tym idą finansowe korzyści.
Układasz sobie w głowie scenariusz walki z „Brzytwą” ? Na ogół tego typu pojedynki, w których mierzą się „duzi” i „niedoświadczeni” nie wychodzą poza pierwszą rundę…
– Staram się tego unikać. Wiem, żeby osiągnąć sukces muszę słuchać i wykonywać to co chcą trenerzy. Zdaję sobie sprawę, że nie mogę wdać się w taką „dyskotekową” bijatykę, wypruć się na samym początku, a potem „umierać” z wycieńczenia, szczególnie, że mój przeciwnik jest ode mnie lżejszy.
Ile na dzisiaj wnosisz na wagę?
– 128-130 kg.
Będziesz coś zrzucał do walki?
– Nie, raczej nie. Zbijanie wagi zawsze niesie za sobą konsekwencje w postaci osłabienia organizmu. Dobrze czuję się w tej wadze, więc nie będę kombinował. Oby tyko zdrowie dopisało.
Oglądałeś wcześniejsze walki „Brzytwy” ?
– Coś tam zerknąłem, ale nie specjalnie się nie zagłębiałem. Nie chcę się „nakręcać” w ten sposób. Koncertuję się na sobie i na swojej robocie.
Nastawiasz się bardziej na „stójkę” czy na „parter” ?
– Na nic się nie nastawiam. W ułamku sekundy wszystko może się zmienić i cały plan może runąć. Muszę być więc gotowy na różne scenariusze.

Nie myślałeś, żeby przed „Babilonem” złapać choć trochę doświadczenia na jakiejś mniejszej gali czy nawet zawodach amatorskich?
– Nie. Ja zawszę idę albo „grubo” albo wcale. Wychodzę z założenia, że jak spaść to z „wysokiego konia”. Tak było w strongmenach. W 2010 roku jeszcze jako nikomu nie znany sportowiec, z marszu przystąpiłem do eliminacji do Arnold Classic, wygrałem z najlepszymi wówczas zawodnikami i poleciałem do Stanów Zjednoczonych.
Twój pojedynek jest tym, który wzbudza największe emocje spośród całej karty walk. Pojawia się więc spora presja. Udźwigniesz ją?
– Mam nadzieję. Nie jest to pierwszyzna dla mnie. Podobnie było w zawodach strongmen, choć na pewno nie na taką skalę. Sam widzę nawet w takich zwykłych rozmowach na ulicach jakie zainteresowanie jest moją walką. Ludzie podchodzą mówią: wygrasz na pewno, będziemy Ci kibicować. To z jednej strony fajne, ale z drugiej rodzi pewne obawy by tych wszystkich ludzi, którzy mi dobrze życzą, ale też moich sponsorów po prostu nie zawieść.
Z racji tego ze wywodzicie się z tego samego sportu, nie unikniesz porównań z Mariuszem Pudzianowskim. Marzy Ci się by pójść jego śladem?
– Bądźmy realistami. Mariusz zaczynał w MMA jak miał 32 lata. Ja mam już 37. To duża różnica. Nie ma sensu więc porównywać nas obu. Chcę napisać nową historię w swojej przygodzie ze sportem.
Dzięki za rozmowę
– Ja też dziękuję a korzystając z okazji muszę podziękować moim sponsorom, be bez których nie byłby możliwy mój udział w gali: Klub ADHD, Sushibazai, GranitexRaba, Bioweellabs oraz MidSport, a także chłopakom z NKSW na czele z Wojtkiem Hołym, który podjął się przygotowania mnie do walki.
Rozmawiał Maciej Zubek