
7 lat temu był u progu wielkiej krajowej piłki. Nie wszystko poszło jednak zgodnie z planem. M.in o tego powodach, a także transferze do Wierchów Rabka rozmawiamy z Szymonem Witkiem.
Przygodę w piłkę zacząłeś w Gromie Grzechynia…
– Dokładnie. To moja rodzinna wieś. Tata zaszczepił we mnie pasję do piłki. Przyprowadził na trening, złapałem „bakcyla” i się zaczęło. Zresztą sport w mojej rodzinie zawsze był obecny. Zarówno pod względem kibicowskim, ale też aktywności fizycznej. Tata też „coś” kopał w niższych ligach, brat też, ale z czasem zrezygnował.
Po Gromie był Halniak Maków Podhalański…
– To był taki pierwszy „awans”. Halniak wówczas był jednym z najmocniejszych klubów w regionie….
Długo jednak tam miejsca nie zagrzałeś. Zgłosił się po Ciebie Hutnik Nowa Huta…
– To troszkę dłuższa historia. Grając w Halniaku zagraliśmy sparing z Kadrą Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, akurat z mojego rocznika. Wypadłem w tym meczu na tyle dobrze, że trener Marek Górecki zaprosił mnie na treningi. To też zbiegło się z powstawaniem w Nowej Hucie Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Zostałem zaproszony na testy. Zdałem je z doskonałym wynikiem i z automatu przyjęto mnie do drugiej klasy Gimnazjum. Z początku uczyłem się w SMS, a grałem w Halniaku, ale z czasem dostałem propozycję gry w Hutniku, z której skorzystałem.
W Hutniku błyskawicznie wspinałeś się po kolejnych szczeblach…
– Mieliśmy mocny zespół. Gra na poziomie Małopolskiej Ligi pozwała się rozwijać. Dużo zawdzięczam trenerowi Andrzejowi Paszkiewiczowi, który wprowadził mnie do drużyny seniorskiej. Starałem się odpłacić za to zaufanie na boisku. Udało się. Awansowaliśmy z 4 do 3 ligi i mając 18 lat zadebiutowałem na tym poziomie.
Potem przeniosłeś się do Wisły Kraków…
– Wisła zgłosiła się po mnie po sezonie 2012/2013. Pojawiły się jednak pewne problemy z transferem i w efekcie straciłem pół roku. Dopiero wiosną zadebiutowałem w drużynie rezerw.
I Twoja kariera zaczęła nabierać rozpędu..
– No tak. Trafiłem pod skrzydła Macieja Musiała. To kolejny szkoleniowiec, któremu wiele zawdzięczam. Udane występy w rezerwach dostrzegł trener Franciszek Smuda i zostałem włączony do kadry pierwszej drużyny. Początkowo były to treningi, potem zacząłem pojawiać się kadrze meczowej.
„Franz” jednak nie dał Ci szansy na debiut w ekstraklasie…
– Sam do końca nie wiem dlaczego. Pamiętam obóz w Turcji w przerwie zimowej sezonu 2014/2015. Zagrałem w dwóch sparingach, zebrałem dobre oceny i szczerze, byłem pewny że znajdę się w składzie na pierwszy mecz wiosny z Lechią Gdańsk. Niestety trener był innego zdania. Także w kolejnych kilku meczach nie podniosłem się z ławki rezerwowych.
Debiutu doczekałeś się 10 miesięcy potem. Wtedy już trenera Smudy nie było w klubie. Na boisko wybiegłeś w 83 minucie meczu przeciwko Wiśle Kraków.
– Zespół prowadzili trenerzy Musiał i Broniszewski. Pamiętam że w tym meczu okazję do debiutu dostała większa grupa młodych zawodników. W tej grupie byłem i ja. Niestety mecz przegraliśmy 0:1. Emocje były jednak w człowieku olbrzymie.
Okazało się, że był to dla Ciebie pierwszy i ostatni kontakt z ekstraklasą…
– No tak. Zimą dano mi do zrozumienia, że po sezonie dostanę wolną rękę w poszukiwaniu klubu.
Wydawać by się mogło, że z taką przeszłością jak nie w ekstraklasie to na jej zapleczu nie będzie problemu ze znalezieniem klubu…
– Może zabrzmi to nieskromnie, ale też tak myślałem. Pojechałem do Ruchu Chorzów, ale nie przypadłem do gustu trenerom. Dużo lepiej wyglądało to w Sandecji Nowy Sącz. Niestety w meczu sparingowym z Puszczą Niepołomice złapałem poważną kontuzję i szansa przepadła. Wypadłem na 2 miesiące.
Zamiast w ekstraklasie, wylądowałeś w 4 lidze..
– Powrót po kontuzji nie był łatwy. Próbowałem coś znaleźć na szczeblu centralnym, ale bez efektu Postanowiłem więc że pójdę do Tymbarku, odbuduję się i wrócę na wyższy poziom. Okazało się jednak że to był początek mojego końca w profesjonalnej piłce.
Żałujesz?
– Na pewno chciałem więcej osiągnąć. Miałem swoje „pięć” minut, które jednak nie wykorzystałem w należyty sposób. Wiele rzeczy się na to złożyło. Nie wszystkie były ode mnie zależne. Dzisiaj już wiem, że w kilku momentach podjąłbym inne decyzje. Czasu jednak nie cofnę.
Po sezonach spędzonych w w Tymbarku, a potem w Limanowej, zdecydowałeś się na przenosiny do Wierchów…
– Początkowo chciałem zostać w Limanovii na kolejny sezon, ale przyszłość tej drużyny była niepewna. A Wierchy już wcześniej się ze mną kontaktowały. Pierwszy raz za trenera Zubka. Wówczas odmówiłem. Teraz już dałem się namówić trenerowi Świerzbińskiemu. Dużą rolę odegrała też ówczesna kierownik Wierchów Natalia Bosak.
Z perspektywy czasu to dobra decyzja ?
– Bardzo dobra. Trafiłem do grupy świetnych ludzi. Mówię zarówno o drużynie, ale też i o tych, którzy klubem zarządzają.
Wiosną uda się utrzymać 4 ligę w Rabce?
– Jestem optymistą! Pozwala mi na to potencjał zespołu.
Rozmawiał Maciej Zubek