Reklama
NOWY TARG POGODA
ZAKOPANE POGODA
Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
Reklama

TYLKO U NAS. Jak piąte koło u wozu…

Dnia: czwartek 24 marca 2022, Autor: Maciej Zubek

Iweta Faron i Witold Skupień mówią o zakulisowych wydarzeniach podczas startów w Igrzyskach Paraolimpijskich w Pekinie, które pozbawiły ich szans na życiowe sukcesy i zmusiły do refleksji na sensem robienia tego co kochają.

Mam w sercu olbrzymi żal. Nie mogę pogodzić się z tym co się stało. Szczególnie, że zawiodło wszystko wokół, niż ja sama – mówi Iweta.

Na dzisiaj nie widzę już siebie na kolejnych Igrzyskach. Za dużo mnie to wszystko kosztuje. Główna impreza czterolecia, a my na tle innych reprezentacji wyglądamy jak najwięksi amatorzy na świecie. Z nas już się nawet Azerbejdżan śmieje – dodaje z kolei Witek.

Prowizorka, nie przygotowania…

– 4 lata temu, przed wyjazdem na Igrzyska do Pjongczang, razem z Iwetą od września siedzieliśmy na lodowcach. W tym roku nasze przygotowania to była jedna wielka prowizorka. W listopadzie częściowo za własne pieniądze, uzbierane przez prezes naszego klubu, wyjechaliśmy do Włoch. I to było na tyle. W lutym na tzw. BPS czyli bezpośrednie przygotowanie startowe, mieliśmy obiecany przez związek wyjazd do Austrii. Nagle, praktycznie z dnia na dzień, wyjazd odwołano – wspomina Witek.

Wmawiano nam, że winny jest covid. Tyle, że inne reprezentacje, a nawet Polacy zrzeszeni pod innym związkiem, takich problemów nie mieli – podkreśla Iweta.

Zamiast do Austrii, związek skierował ich do Ptaszkowej.

Rozchorowałem się tam. Obiekt w Ptaszkowej był przepełniony. Zero izolacji, a to był czas kiedy Covid szalał. Prosiliśmy przynajmniej by odizolować nas przy posiłkach. Na nic te prośby się zdały. W efekcie rozłożyło mnie po kilku dniach. Nie wiem czy to był covid. Nikt nas nie testował w obawie przed kwarantanną. Czułem się fatalnie. Zresztą sutki tej choroby odczuwałem na Igrzyskach – wspomina Witek.

Tępe narty, zacięty karabinek..

Już ze swoim pierwszym startem na Igrzyskach oboje wiązali duże nadzieje. Iweta w sprincie, a Witek na 20 kilometrów klasykiem. Oboje ostatecznie zajęli 5 miejsce, które było olbrzymim rozczarowaniem, szczególnie dla Skupnia.

W styczniu na podobnym dystansie wywalczyłem w Lillehammer wicemistrzostwo świata. Wtedy miałem jednak znakomicie przygotowany sprzęt. Każdy kto „liznął” narciarstwa biegowego wie, że to klucz do sukcesu. W Pekinie było zupełnie inaczej. Miałem bardzo słabe trzymanie, a w klasyku ma to kolosalne znaczenie, szczególnie że biegam bez kijków. Jak narta nie trzyma, musisz kombinować. Wychodzisz z toru, zaraz wchodzisz z powrotem, skracasz odbicie, gdzie przy mojej wadze 80 kg czystego mięśnia, jak się odbije muszę jechać na tej narcie 5 metrów. Tam było to niemożliwe. Sprzęt w ogóle nie współpracował ze mną. Cały czas musiałem „pompować”. Sił starczyło na 3 kółka, na 4 byłem już wycieńczony. Mięśnie, ścięgna odmówiły posłuszeństwa. Na mecie byłem cały obolały, co przy dobrze przygotowanym sprzęcie nie ma prawa się zdarzyć. Dla mnie tak naprawdę to był koniec Igrzysk – podkreśla Skupień.

Iweta z kolei największy dramat przeżyła w biathlonowym wyścigu na 12 kilometrów, którego nie ukończyła.

– 1,5 miesiąca przed Igrzyskami, nauczona doświadczeniami sprzed 4 lat, poprosiłam o nowy karabinek. Do olimpijskiego startu działał bez zarzutu. Nagle 30 minut przed wyścigiem, zepsuł się. Na nic się zdały próby jego naprawy. Dostałam zapasowy, z którego wcześniej może raz, albo dwa strzelałam. Rozpłakałam się. Nie chciałam startować, ale można powiedzieć że zostałam zmuszona. No i skończyło się na trzech pudłach na strzelnicy. Nie było więc sensu biec dalej. Miałam dosyć – mówi Iweta.

Bezczelne zarzuty

Między sprintem, a biegiem na 12 kilometrów Iweta miała wystartować jeszcze na kolejnym swoim koronnym dystansie 10 kilometrów. Na przeszkodzie stanęły jednak duże problemy zdrowotne.

– Dopadła mnie grypa żołądkowa. Całą noc wymiotowałam. Rano czułam się fatalnie. Chciałam wystartować. Walczyłam sama z sobą do samego końca. Nie było żadnej poprawy. Dwie godziny przed startem zgłosiłam swoją niedyspozycję trenerowi. Ludzie ze związku zarzucili mi że symuluję, mimo że doskonale wiedzieli, że już wcześniej miała tego typu problemy. Nagle zainteresował się mną lekarz reprezentacji, z którym wcześniej przez półtorej tygodnia od momentu przyjazdu do Pekinu, nie było żadnego kontaktu. Przyjechał, zaczął mnie badać, wciskając palce w żołądek i stwierdził że nic mi nie jest. Nawet nie wiem co o tym myśleć, jak to skomentować. Cały rok poświęciłam na przygotowania do Igrzysk. Do Pekinu przyjechałam z ze złamanym żebrem, poparzonymi nogami. Faszerowałam się blokadami, środkami przeciwbólowymi, smarowałam się maściami, żeby tylko wystartować, aż tu nagle ktoś mówi mi w twarz że symuluję, że to moja taktyczna zagrywka. Nasłano na mnie media, które wcześniej kompletnie się nami nie interesowały. W natarczywy sposób zaczęto mnie wypytywać o wszytko. W pewnym momencie nie wytrzymałam. Kazałam się im ode mnie odczepić ! – opisuj Iweta.

Mają nas w d…

Problemy z jakimi nasi kadrowicze spotkali się na Igrzyskach nie wzięły się z przypadku.

To są skutki tego w jaki od dłuższego sposób podchodzi się do naszej dyscypliny. Wszyscy mają nas w d….Praktycznie co rok obcina się nam środki finansowe. Jedziemy na lotnisko i się zastanawiamy, czy za własne pieniądze nie trzeba będzie zapłacić za nadbagaż. W Pekinie mieliśmy jednego serwismena, który tak naprawdę dopiero się uczy tego fachu. Żaden poważny serwismen nie chce mieć z naszą kadrą nic wspólnego. Dlaczego? Najzwyczajniej w świecie mu się to nie opłaca. Ci ludzie mają kontrakty w Polskim Związku Narciarskim czy Polskim Związku Biathlonowym i z finansowego punktu widzenia wyjazd z nami na IO byłby dla nich stratą czasu i pieniędzy. Patrząc z perspektywy tych 10 lat od kiedy startuję i 3 Igrzysk w których brałem udział, wszyscy, nawet te najmniejsze i egzotyczne kraje, organizacyjnie się rozwijają, podchodzą profesjonalnie do tego sportu, tylko nie my. My zawsze wyglądamy jak amatorzy – uważa Skupień.

Czuliśmy się tak jakby tylko nam zależało na dobrych wynikach, a wszystkim innym wręcz przeciwnie. Odnosiliśmy wrażanie, że wszystkie te osoby które nam towarzyszyły, mówię o oficjelach, przyjechały do Pekinu na wycieczkę, kompletnie nie przywiązując wagi do rywalizacji sportowej. Kiedy my z bezsilności i bezradności popadaliśmy w coraz większy kryzys, nikt się tym nie przejmował. Nie brakowało też złośliwości w naszą stronę – dodaje Faron.

Co dalej?

– Nie wiem co dalej. Szczególnie, że ma być ogłoszony konkurs na nowego trenera kadry. Wszystko zapewne przeciągnie się w czasie. Mam 33 lata. To dużo i mało jak na sportowca. Realnie mógłbym jeszcze wystartować za 4 lata, ale nie zrobię tego na pewno dla samego udziału. Jak nie będę sportowo czuł się na siłach do walki o medal, to dam sobie spokój. Mam inny pomysł na życie – podkreśla Skupień.

Komentarz Zofii Faron, prezes Klubu Sportowego Zoma Team Obidowiec Obidowa.

Cztery lata temu po Igrzyskach w Pjongczang zrobiłam dosyć mocną awanturę. Wówczas ostrzegałam, że jak nie nastąpią pewne zmiany i ruchy, to będzie tylko gorzej. Dzisiaj mogę powiedzieć: a nie mówiłam! Przez te 4 lata nikt nie zadbał do zawodników, którzy sami się utrzymują, sami kupują sobie sprzęt. Jak ja słyszę od dyrektora sportowego naszego związku, że jak zawodnik ma 4 pary nart na cały sezon to mu wystarczy, to z całym szacunkiem ale on nie ma pojęcia o czym mówi. Na szkolenie młodzieży i dzieci też musimy zdobywać środki własnymi drogami.

Maciej Zubek

fot. Polski Komitet Paraolimpijski

Kris 24.03.2022
| |

Jak się nie ma talentu to się nie wyrywa do współzawodnictwa… poza talentem trzeba jeszcze pracy nad sobą … 
wszyscy winni tylko nie ja… zero pokory 

Kris 25.03.2022
| |

A dlaczego Iweta odmówiła bycia Chorążym na zakończenie – może powinna wytłumaczyć co nią motywowało..? odmówiła zaszczytu jakim dla sportowca jest bycie chorążym …Iweta dlaczego…..???

Reklama

Partnerzy