Reklama
NOWY TARG POGODA
ZAKOPANE POGODA
Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors
Reklama

Ku pamięci wytwórni nart. Fenomen nart Compact…

Dnia: piątek 23 lutego 2024, Autor: Maciej Zubek

Moje zatrudnienie w Dziale Konstrukcyjnym Wytwórni Nart Polsport trwało wiele lat. To było niezwykłe doświadczenie, które pozwoliło mi zapoznać się z wieloma wybitnymi postaciami ze świata narciarstwa – pisze Władysław Groblicki, w kolejnej części opowieści o pracy w słynnej Wytwórni Nart w Szaflarach, która w latach 70. i 80. XX wieku cieszyła się ogromnym uznaniem w Polsce i nie tylko.

Andrzej Sztolf, znany skoczek narciarski oraz tyczkarz, olimpijczyk i dwukrotny Mistrz Polski w skokach narciarskich, pełnił funkcję mojego kierownika przez około rok. Konsultantem ds. nart skokowych w naszym zespole był z kolei Janusz Fortecki. W trakcie wspólnej pracy miałem okazję z otwartymi ustami słuchać fascynujących opowieści Janusza związanych z Wojciechem Fortuną, jego udziałem w igrzyskach olimpijskich w Sapporo i zdobyciem złotego medalu.

Najdłuższą współpracę nawiązałem jednak z Jerzym Woyną Orlewiczem. Jurek, będący architektem z wykształcenia, był nie tylko narciarzem-alpejczykiem, olimpijczykiem i uczestnikiem licznych Mistrzostw Świata, ale także wielokrotnym Mistrzem Polski w narciarstwie alpejskim. Później podjął się roli trenera narciarskiego. Jednak przede wszystkim był fantastycznym człowiekiem. Przez kilka lat pełnił rolę mojego szefa, ale równocześnie był kolegą i idolem. Jurek był pełen pomysłów, a ja starałem się je zrealizować w praktyce.

Modernizacja Wytwórni Nart w latach 1975-78 zaowocowała posiadaniem urządzeń światowej klasy do obróbki elementów nart, klejenia, lakierowania i wykańczania. W większości pochodziły one z produkcji zachodniej. Nasze produkowane narty stały się obiektem marzeń dla narciarzy, a znaczna część produkcji była eksportowana zarówno na zachód, jak i wschód.

Narty zjazdowe gigantowe były podstawowym modelem, ale to było do czasu, a konkretnie do momentu powrotu dyrektora Brysia z zimowego urlopu w Austrii.

Jurek poszedł na “audiencję” i po 15 minutach powrócił, trzymając w rękach pewne narty. Położył je ostrożnie na biurku. To były narty marki Head Acro, o długości 170 cm, z zaokrąglonymi dziobami i wydawało się, że są nieco wytaliowane. Według dyrektora Brysia, tego rodzaju narty były hitem sezonu w Austrii. Zaprojektowane były do łatwej, lekkiej i przyjemnej jazdy. Dodatkowo, dzięki podgiętej piętce nart, umożliwiały wykonywanie różnorodnych ewolucji, takich jak na przykład jazda tyłem.

Jerzy otrzymał od dyrektora zadanie natychmiastowego opracowania podobnego modelu narty, który można by było wyprodukować w naszych warunkach. Pomiarów i badań laboratoryjnych dokonano w ekspresowym tempie. Gdy już mieliśmy gotową koncepcję, przyszedł czas na wykonanie niezbędnych oprzyrządowań, form do klejenia itp. Dział oprzyrządowań i mechanicy wzięli się do pracy. Nie minął nawet tydzień, a pierwsza narta została sklejona. Po drobnych korektach, kolejne egzemplarze zaczęły wychodzić na światło dzienne.

Wówczas Jerzy wpadł na pomysł. Zbliżała się kolejna edycja Pucharu Zakopanego na Gubałówce, zaplanowana na sobotę. Jeśli zdążymy przygotować narty, postanowił, że sam w nich wystartuje.

Zostało tylko parę godzin. Brakowało czasu na lakierowanie, więc skrupulatnie wycyklinowaliśmy górną warstwę z tworzywa fenolowego. Zamiast znaczka firmowego Jurek zażyczył sobie logo … popularnego magazynu dla mężczyzn.

W ten sposób narty z króliczkiem na dziobach, pozbawione jakiejkolwiek szaty graficznej, zostały załadowane do Citroena 2CV (Jurek uwielbiał te samochody) i ruszyły w kierunku Zakopanego. Jerzy zamontował wiązania i zgodnie z obietnicą, następnego dnia wziął udział w zawodach.

Nie trudno się domyślić, że Jerzy wygrał te zawody. Co dokładnie działo się na Gubałówce tego dnia, nie mogę opisać, ponieważ mnie tam nie było. Z opowieści wiem jednak, że nasze tajemnicze narty stały się sensacją tamtego dnia. Następnie zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Telefony do dyrektora dosłownie się urywały, a media – radio, telewizja, gazety – chciały się dowiedzieć, co to za wspaniałą nowość wyprodukowaliśmy. Z perspektywy prawie pół wieku sądzę, że Jerzy przeprowadził jedną z najlepszych akcji marketingowych, jaką znam.

Narty otrzymały nazwę Compact i stały się chyba najbardziej znanym modelem naszej fabryki. Produkowano je przez wiele lat. Dla precyzji, z technologicznych powodów, Compacty miały klasyczną piętkę, niepodgiętą jak prototyp. Jednak dla tych najbardziej upartych, w komórce doświadczalnej wytwarzaliśmy modele z podgiętą piętką.

Ten słynny egzemplarz nart Head Acro 170, a także para nart Compact z komórki, były przeze mnie używane przez wiele lat. Dziś, wraz z dwiema parami nart śladowych w wersji amerykańsko-kanadyjskiej, stoją w moim domu i przypominają mi codziennie ten wspaniały czas…

Władysław Groblicki

No Comment.

Reklama

Partnerzy